niedziela, 28 stycznia 2018

Demon powietrza demon ziemi / Demon of the Earth, Demon of the Air

Nieco wcześniej nad katedrą pojawiły się demony powietrza. Dzisiaj znów są i znów do nich wracamy. I w jakim doskonałym towarzystwie! Po raz pierwszy na blogu pojawia się Stefan Grabiński. Niesamowity świat mistrza opowiadań grozy fascynuje ojca budowniczego i współtwórców katedralnego bloga. Już wkrótce opowiadanie Roberta Koncy, luźno inspirowane kolejową serią Grabińskiego. Dziś natomiast "IV Fuga" Artura, u której podstawy legły fotografie i elementy biografii pilota Josefa Františka, legendarnego asa myśliwskiego Dywizjonu 303 i pisarza Stefana Grabińskiego, legendarnego autora powieści niesamowitych. 
Obaj byli w jakiś sposób związani z Kamionką Strumiłową (dziś Kamionka Bużańska) - Grabiński w niej się urodził, František stoczył tam swoją ostatnią walkę w Polsce. Przedziwny zbieg okoliczności. 
Grabiński przez całe życie zmagał się z gruźlicą (która go w końcu zabiła), František zaś - wedle przekazu Arkadego Fiedlera - nabawił się nietypowej psychozy - lęku przed ziemią:
Pod koniec września coś zaczęto się psuć w systemie nerwowym Frantiszka. Rozstrój jego przybierał dziwaczną formę: myśliwiec bał się ziemi. Latał wiele, więcej niż dotychczas, gdyż tylko w powietrzu czuł się bezpieczny. Na ziemi bywał przewrażliwiony. W czasie nocnych nalotów niemieckich zrywał się na lada odgłos syren i pierwszy pędził do schronu, on, który dawniej śmiał się z takich środków bezpieczeństwa. Nowa mania chwyciła go równie mocno jak wszystkie poprzednie i było w tym rzeczywiście coś wstrząsającego, godnego najgłębszego współczucia: junak, który z niesłychaną brawurą i z najzimniejszą krwią rzucał się w powietrzu na wroga, wracając w chwilę później do swej bazy, bał się ziemi. Bał jej się coraz bardziej, jak gdyby ziemia była demonem mszczącym się na człowieku za to, że tak bezgranicznie ukochał powietrze. W duszy pełnej namiętnych impulsów, w duszy niezwykłego myśliwca rodziła się tragedia, której epilog nastąpił niezadługo, dnia 8 października. W owym dniu Frantiszek, wracając z bojowego lotu, zaczepił nieopatrznie skrzydłem o kopiec w czasie wykręcania tradycyjnej 'beczki' i rozbijając maszynę, zginął na miejscu. Działo się to ponoć przed domem jego bogdanki, mieszkającej w Ruislip, w pobliżu lotniska w Northolt. Tak zginął od ziemi, jak się tego obawiał, jeden z najwybitniejszych asów tej wojny, sierżant Józef Frantiszek [...].
Właśnie ten przekaz skojarzył się autorowi z niektórymi wątkami zbioru Demon ruchu Stefana Grabińskiego. Kilka punktów stycznych, plus wiersz Roberta Mówię do siebie nie patrz... zaowocowały wierszem.

*

Tak sobie myślę, że powietrzny demon Františka mógłby mieć kształt jerzyka. Oczywiście mówię o ptaku - Apus apus wg klasyfikacji Linneusza. Jerzyki wędrowne potrafią przebywać w powietrzu kilka lat bez lądowania - jak żaden inny ptak na świecie! Polują, myją się i jedzą w powietrzu; ścigając owady osiągają szybkość do 200 km/h; śpią szybując z wiatrem na dużych wysokościach. Na niektórych fotografiach, sylwetki jerzyków są niemal identyczne z sylwetkami myśliwców z czasów II wojny światowej. Główka jerzyka przypomina nieco głowę lelka kozodoja, a sam jerzyk - tak jak i lelek - wygląda złowieszczo i przerażająco.


Sprawa Františka


Jeżeli chodzi o samego Josefa Františka, warto przy okazji wiersza, wspomnieć o czymś, co nazwałem na własny użytek "sprawą Františka". Otóż - w największym skrócie - dzięki publikacjom Arkadego Fiedlera, Witolda Urbanowicza i Jana Zumbacha, František, mimo swych niezaprzeczalnych osiągnięć, uzyskał opinię, co tu dużo kryć, powietrznego cwaniaka i kombinatora. W kontekście owych publikacji sukcesy czeskiego pilota stają się co najmniej dwuznaczne. "Metoda Františka" miała polegać na regularnym opuszczaniu szyku bojowego i czatowaniu nad Kanałem La Manche, na powracające na kontynent, postrzelane, lecące na resztkach paliwa niemieckie samoloty. Jest oczywiste, że zwycięstwa odniesione nad takimi przeciwnikami trudno uznać za chwalebne, zwłaszcza w porównaniu z walkami pozostałych pilotów, zmagających się ze świeżym, w pełni sprawnym wrogiem. Nie mówiąc już o tym, że samowolne opuszczenie szyku bojowego w trakcie zadania bojowego jest tożsame z ucieczką z pola walki...
Sęk w tym, że według przekazów źródłowych, o których kilka lat wcześniej pisał Jacek Kutzner o "Metodzie Frantiska" nie ma ani słowa: 


Nieoficjalna kronika Dywizjonu 303 czyli Dziennik Mirosława Ferića potwierdza brawurę i umiejętności Czecha, nic jednak nie znajdziemy tam o jego "metodzie". Jest natomiast, a owszem, informacja o innej metodzie - "Metodzie Donalda". I tu chyba dochodzimy do sedna sprawy. Ksywkę "Donald" miał tylko jeden pilot dywizjonu - Jan Zumbach. Jedyny żołnierz trzysta trójki, który po wojnie wybrał śliską drogę przemytnika i najemnika. Był zamieszany w niezliczoną ilość afer, i brudnych wojenek, między innymi w budzącą obrzydzenie, prlowską aferę służbową "Żelazo". Zdaje się, że stała się ona przyczyną jego tajemniczego zgonu. Tak, jest to ten sam Zumbach, który w swoich wspomnieniach tak gładko pisał o "Metodzie Františka" i wyjaśniał - zawsze na niekorzyść Czecha - wszelkie niejasne kwestie, podejrzanie zresztą złośliwie. 
Nawet do okoliczności śmierci Františka przypięto jakąś dziwaczną łatkę. Tymczasem, wedle wspomnianego Jacka Kutznera istnieją przekazy, że katastrofa to nie był efekt popisowej "beczki" dla kochanki, tylko przymusowego lądowania, podziurawionego w walce jak rzeszoto Hurricana. Na długo wcześniej przed ostatnim lotem, samolot Františka wielokrotnie był postrzelany tak, iż mechanikom trudno było uwierzyć, że można było na nim latać; są na to niezbite dowody (po którejś z walk Hurrican Czecha wrócił do bazy niemal pozbawiony ogona!).       
Jan Zumbach zmarł w nader podejrzanych okolicznościach w Paryżu w roku 1986, Josef František zginął śmiercią walecznych nad Anglią w 1940 r. W którą metodę zatem wierzycie? 
Jeżeli ustalenia Jacka Kutznera są prawdziwe (a wszystko wskazuje na to że są), to "sprawa Františka" byłaby modelowym przykładem polskiego piekiełka. Modelowym i szczególnie obrzydliwym, w kontekście drogi życiowej bohaterskiego Czecha, któremu właśnie za tę drogę należy się najwyższe uznanie. Za wspólną drogę z Polakami, z którymi - jak pięknie ujął to Pavel Soukup - František został na zawsze ("Zůstal s Poláky navždy"): 



Elektryczne Gitary Pilot Josef Frantisek i Dywizjon 303 


Na koniec przyczynek do odbioru naszego bohatera w kulturze popularnej. Znacie piosenkę Elektrycznych Gitar "Pilot Josef Frantisek" z płyty Czasowniki (2016 r.)?


W piosence pojawiają się słowa "zawsze mieli kłopot ze mną", a ja mam duży kłopot z tą piosenką. Jakby to ująć najzwięźlej... Utwór jest groteskowo-żartobliwym podsumowaniem wszystkich mitów i prawd związanych z Františkiem. Jest tu i droga Czecha do polskiego dywizjonu, i polowania na niemieckich niedobitków, gdy koledzy bohatersko walczą: "nad Anglią bitwa, Londyn się smaży, a ja w dożynki bawię się na plaży", jest zamiłowanie do uciech: "tu szwabskie maszyny a tam dalej w cichym hrabstwie przepiękne dziewczyny [...], wyrżnąłem przed pannami salto mortale", jest demon powietrza i dziwaczna śmierć: "długo tak się nie da nie dotykać ziemi wcale [...]", "w głowie demony, bak już pusty, kark przetrącony na polu kapusty", etc., etc. 
W tej krzywozwierciadlanej formie chyba utwór akceptuję, to może być w końcu nawiązanie do różnych obecnych w czeskiej kulturze prześmiewczych wątków (choćby u Hrabala). Na poważnie traktować tego raczej się nie da. Jednakowoż - mimo że piosenka utrzymana jest w charakterystycznej dla "Gitar..." kpiarskiej tonacji, przez błazeńską treść prześwituje (może mimowolnie) jakaś groza. Melodia jak to zazwyczaj u "Elektryków..."  chwytliwa, może nieco zbyt schematyczna, ale to mocny element utworu.  
Dla porządku, koniecznie trzeba wspomnieć, że "Gitary..." wcześniej w 2010 r, wydały płytę "Historia" ze świetnym kawałkiem pt. "Dywizjon 303". Punkt wyjścia dla piosenki - to londyńska Parada Zwycięstwa w 1946 r., na której - decyzją władz brytyjskich - zabrakło przedstawicieli Armii Polskiej. Ale ten utwór jest już utrzymany w jak najbardziej poważnym, nostalgicznym tonie... 

*

Robert Konca


MÓWIĘ DO SIEBIE NIE PATRZ...


mówię do siebie nie patrz
nie patrz tak często w chmury
choć wspaniałe są delikatne
i niebo nad nimi tak jasne
jakby z wody wydarte wspomnienie
czyjejś dojrzałej nagości
jednak mówię do siebie nie patrz
nie patrz bo gdy czas się skończy
nie między chmury wejdziesz
lecz między kamienie i osty 


I tłumaczenie Iwony Cymerman:

I SAY TO MYSELF DO NOT LOOK...


I say to myself do not look
do not look so often at the clouds
although they are magnificent and fragile
and the sky above them is so bright
like a torn out of the water
memory of someone's mature nudity
However, I say to myself do not look
do not look because when the time is over
you will not enter the clouds
but stones and thistles


*

Artur Rogalski
Robertowi w odpowiedzi na: Mówię do siebie nie patrz...


Fuga IV. DEMON POWIETRZA DEMON ZIEMI


Stefan Grabiński
i Josef František
na starych fotografiach
mają te same
czujne oczy

ale to nie jedyne podobieństwo

*

pierwszy kęs powietrza
w Kamionce otoczonej Bugiem

na pograniczu światów
ciemny kształt
strzęp pochmurnego nieba
opadł tuż za nim
i już go nie opuścił

to się wtedy zaczęło

od samego początku
oddech dławił
coś gniotło i uciskało piersi
niczym niewidzialna zbroja

*

pierwsza walka w umierającym kraju
z wysłannikami mroku
i ucieczka przed nimi
z Kamionki otoczonej Bugiem

na pograniczu światów
korzonki nadrzecznych chaszczy
i grudki błota
oplotły koła samolotu niedostrzegalną pajęczyną
i zaczęły powolną wędrówkę
w górę

to się wtedy zaczęło

na początku niewinnie
nie wiadomo czemu
oddychać spokojnie mógł tylko po starcie
a uśmiechać łagodnie dopiero w kabinie

*

pancerzyk uznania dawno pękł
gdy niebo dotarło do płuc
całkiem sam
wzbił się w chmury

*

gdy ziemia dotarła do mózgu
jego maszyna  zniknęła
nagle z pola widzenia
odnaleziony
miał tylko lekkie zadrapania na twarzy
od gałązek żywopłotu
w który wbił się Hurricane

*

12 11 1936
suma tych cyfr to 24
08 10 1940
suma tych cyfr to 23

sąsiadują ze sobą
a w równoległym świecie
mają odwrotną kolejność


Josef František


Stefan Grabiński

1 komentarz:

  1. Świetnie skreślona opowieść. Paralele budują obrazy nakładających się na siebie żywotów, które wszelako nie zawsze muszą mieć punkty styczne. Ale też te paralele budują żywoty możliwe. W tym siła tekstu, ale i myślenia.
    A swoją drogą pojawiający się tu panowie Zumbach i Urbanowicz, to niewątpliwie bohaterowie mojej wyobraźni z późnego dzieciństwa. takiego dzieciństwa przeżywanego na nowo gdzieś po 30. A dorzucając do nich Skalskiego, Arcta i "Dziubka" Horbaczewskiego powraca to zapóźnione dzieciństwa z mocą.

    OdpowiedzUsuń

2022. Nowy początek

Długo nic się tu nie działo. Najwyższy czas to zmienić. Zaczynam od wiersza na Nowy Rok i z nadzieją wracam do działania. Arur Rogalski *** ...