piątek, 26 stycznia 2018

Symetria / Symmetry

Przy okazji różnych niewesołych, ostatecznych spraw potęgują się i tak nieustające, ciągle dręczące myśli o przemijaniu. Iluż to bliskich mi ludzi już przeszło na drugą stronę! Znanych z życia ale i tych których osobiście nie spotkałem - a przecież byli mi nieobojętni. Wierzyć się nie chce. Niedawno (przywoływany wcześniej na katedralnym blogu) Artur Ziontek stwierdził, że po śmierci swych ulubionych pisarzy - Andrzeja Żuławskiego i Umberta Eco czuje się "w jakiś sposób osierocony i bardziej samotny":   


Ludzie pióra, ekranu, gitary, etc., którzy - wydawałby się - będą ze mną zawsze są już tylko na (oby trwałych) - nośnikach przekazu... A cóż mówić o tych, z którymi wymieniało się słowa codzienne... Tyle, że w ciągłym kontredansie lat młodych te zniknięcia jakoś umykają, nie przykłada się do nich właściwej wagi. Ale potem, po przekroczeniu smugi cienia, człowiek robi się na to wszystko wrażliwy jak barometr na zmianę pogody. 
Przerażająca symetria życia jak półkolista kładka pomiędzy otchłaniami nieznanego. A im bliżej do krawędzi mostka tym bardziej jesteśmy samotni. Jak zatopieni w szkle. Widoczni, nawet jakoś obecni, a jednak już poza życiem. 
I teraz, zdaje się, rozumiem już sedno samotności starych ludzi. Niby nic nowego, wiedziałem od dawna - mówiło o tym wielu, m.in. Zdzisław Beksiński:
Natomiast najbardziej mi brak – choć zabrzmi to może śmiesznie – naszego rodzinnego kodu wewnętrznego. Gdy ludzie żyją całe lata razem, wytwarza się tyle powiedzeń, przezwisk dotyczących znajomych, nawiązań do przygód i zdarzeń z czasu studiów. Rzucało się hasło i... wiadomo było, o co chodzi. Wystarczyły dwa słowa, aby się porozumieć. Nagle po śmierci żony i syna jest to już martwy język.

Ale wiedzieć a rozumieć - są to  dwie różne rzeczy. Co z tego, że obok są ludzie, kiedy obcy i obojętni. Fizyczna obecność to jedno, a sekretny "wewnętrzny" kod kulturowy/językowy (na jedno w sumie wychodzi) to jeszcze ważniejsza sprawa. Najważniejsza. I jeszcze empatia. W życiu ludzi, społeczności i narodów. Nie dajcie sobie wmówić, że jest coś ważniejszego. 
Acha - są jeszcze pytania. Nie łudźmy się, pozostaną bez odpowiedzi:


na początku pytasz
gdy tylko nauczysz się układać zgłoski w słowa
pytasz wszystkich
o to kim jesteśmy
co tu robimy i dokąd
będziemy musieli iść potem
każdy z nas odpowiada ci inaczej
a później znika
i wreszcie zostajesz sam
ty i cisza którą lepiej zagłuszyć myślą
i słowem aniżeli płaczem
a wtedy na swoje pytania
już nie chcesz otrzymać odpowiedzi
twoim pragnieniem jest tylko
żeby je ktoś usłyszał


(Robert Konca, Herezje, Siedlce 1996, s. 6.)

Okładka Herezji
zaprojektowana przez Ireneusza Parzyszka.

*  

Nie wiem czemu ale dziś nieustannie dźwięczy mi w głowie "Od Włodawy" Jana Kondraka. Głęboka, korzenna, gęsta od znaczeń i odniesień. Przedziwnie miesza frywolność tekstu z powagą i smętkiem wystylizowanej na staropolską melodii. I jakby uroczysty dźwięk nadawał nowych znaczeń lekkim słowom... Wiele lat temu słuchałem tego na żywo z konfratrami z Koziegorynku. Wtedy i teraz wbija w fotel.   


i - także Kondraka - "Piosenka w samą porę":


"Chwile co w nas - jak ikona". Pięknie!

1 komentarz:

2022. Nowy początek

Długo nic się tu nie działo. Najwyższy czas to zmienić. Zaczynam od wiersza na Nowy Rok i z nadzieją wracam do działania. Arur Rogalski *** ...