niedziela, 7 stycznia 2018

Cygan pisze Ikonę / Gypsy paints an Icon

Prawosławne Boże Narodzenie 2018 - upłynie pod znakiem karpackiej Ikony opisanej w wierszu Roberta Koncy Cygan pisze Ikonę. Ikony, okna w inny Świat, tajemniczego szkiełka do nieznanej, doskonałej przestrzeni. A szkiełka tworzą niedoskonali ludzie... Wiersz Roberta mógłby być mottem do niniejszego bloga. Zwłaszcza dwa ostatnie wersy: 

napisać ją i odejść
ustąpić miejsca światłu

Czy jest coś bardziej fascynującego  od roztopienia się w swym utworze? Jak budowniczowie katedr. W większości – mimo rozlicznych powodów i pokus aby upamiętnić się na wieki - znikali w swym dziele. Liczyła się tylko treść – sedno rzeczy, sedno przekazu. I tak być powinno. Dziś opakowanie jest tyleż warte co zawartość. Można powiedzieć – nawet ważniejsze. Takie czasy. W Katedrze rozpoczynały się i zbiegały drogi Wszechświata. Supermarkety (teraz: Galerie!) – to drogi donikąd...   

*


O okolicznościach powstania wiersza opowie (prozą) sam autor. Kiedyś traktowałem takie  uzupełnienia jako zbędne ornamenty. Zmieniłem zdanie gdy podczas jakiejś radiowej audycji usłyszałem Czesława Miłosza opowiadającego o kontekstach swej twórczości. O kontekstach, które z przyczyn oczywistych mogły być znane tylko jemu. Była to opowieść fascynująca, która pozwoliła odnaleźć sedno niektórych utworów, bez owego kontekstualnego narzędzia niemożliwych do wydobycia. 
Nie sposób tutaj uniknąć nawiązania do Roberta Juarroza, który jak już wcześniej wspominałem, nie tolerował żadnych dodatków do tekstu literackiego. Jest to skrajne podejście, jednak trzeba pamiętać, że bywają też tacy, dla których kontekst i opracowanie były/są ważniejsze od samego utworu. W kulturze popularnej kontekst dzieła przybiera wręcz groteskowe formy (cała machina streszczeń i opowiadań o filmach czy serialach, w których nie wiadomo już co jest pierwsze - resume, czy opisywane przez nie "dzieło"). Ale są to już kwestie ściśle związane z popytem i podażą działów marketingowych. 
Ci którzy pamiętają czasy socjalizmu/realizmu magicznego pamiętają zapewne wstępy do dzieł literackich (czasem niemal dorównujące rozmiarowo treści dzieła). Czarno na białym udowadniano tam, że np. Jean Valjean był w prostej linii, genetycznie, przodkiem działaczy PCF, a Javert to pradziadek funkcjonariuszy-pałkarzy Vichy. A gdyby, a gdyby, a gdyby... wszystko działo się w sanacyjnej Polsce to byliby to Janek Wałżyn z KPP i Bolesław Żawiur z granatowej policji..., etc., etc. Wszystkie literackie rzeki i źródła zgrabnie kierowano do politycznego zalewu (zlewu). Ale to były inne - niemerkantylne - potrzeby i prawdy. Prawdy czasu, prawdy ekranu, że tak powiem. Zresztą bieżąca polityka ma zawsze swoje określone zadania...
Dystansując się od tego typu działań nie zgodziłbym się jednak na radykalne pozbawianie dzieła dołączonych ram - dopowiedzeń, uwag, wstępu, posłowia, etc. Bez nich - często - tekst  jest jak katedra  bez witraży. Dałoby się tworzyć nie zastanawiając się, nie rozmawiając i nie komentując rzeczywistości tworzenia, jego sensu i  tła?
Gdybyśmy jednakowoż przyjęli ściśle postulat Juarroza, to jest furtka pozwalająca na ominięcie jego restrykcyjnych zasad (Polak potrafi!). O kontekście utworu, o kulisach jego powstania, o rzeczywistości towarzyszącej może opowiedzieć inny utwór literacki. I co Wy na to? Tak właśnie będzie teraz. Prequel do wiersza Cygan pisze Ikonę jest ścisłym, niemal kronikarskim zapisem wydarzeń prowadzących do wiersza; rzeczywistości która wiersz opowiedziała.  
Ksiądz, Rusin, Cygan, miejscowości, zapisy dialogów i podróż – są jak najbardziej autentyczne. 


*

Robert Konca


CYGAN PISZE IKONĘ. PREQUEL


– Myślisz, Robo, że jest mi po drodze z tym rasizmem? To grzech, ja się z tego ciągle spowiadam! – znajomy ksiądz ewangelicki, którego parafia obejmująca dzikie tereny południowo-wschodniej Słowacji, należała do najbiedniejszych regionów Unii Europejskiej, z rezygnacją opróżnił trzeci już kieliszek boroviczki. 
– Popatrz na nich – obszernym ruchem ramienia wskazał na kolorowe i hałaśliwe grupy Cyganów krążące po średniowiecznym rynku miasteczka, a był to gest króla, którego właśnie zmuszono do abdykacji – Są w nieustannym ruchu, jak cząstki elementarne. I zawsze coś kombinują. Jakiś przekręt, lewiznę, aferę. Kiedyś pojechałem do ich slumsów pod Rožňavą, z jedzeniem i lekami. Daję żarcie dwunastoletniemu chłopcu, a on prawą ręką bierze je ode mnie, zaś lewą z niewinnym uśmiechem, w którym jednak widziałem odcień drwiny i pogardy, próbuje wyciągnąć mi portfel z kieszeni. Znam takich, co nawet skończyli studia. Pomagałem im, kupowałem książki, załatwiałem potem pracę w urzędach i firmach. I wiesz, co? Żaden nie pracował dłużej niż dwa miesiące. Wszyscy wylądowali z powrotem w slumsach, z plastikową butelką taniego wina w ręku i z torebką kleju na głowie. Z pięciu lat studiów nie pamiętali niczego. Myślę, że nie miało do dla nich najmniejszego znaczenia, jakby się w ogóle nie zdarzyło. Mówię ci, to jakaś genetyczna skaza. Cyganie tak po prostu mają. Inaczej nie potrafię sobie tego wytłumaczyć, choć bardzo bym chciał...
– Nie wierzę, że nie spotkałeś porządnego Cygana. Ja wielu takich spotkałem, a przecież nie żyję tutaj na stałe, w przeciwieństwie do ciebie.
– Ty to jednak naiwny jesteś, Robo. Poeta. Chociaż... – ksiądz nagle zamyślił się, a jego wzrok skierował się gdzieś ponad kolorowe kamieniczki i pobliski zamek, ku nieskończoności. – Podobno jest taki jeden Cygan. Rusini mówią, że to święty człowiek. Ikony pisze. W górach przy wschodniej granicy mieszka, w pustelni. Ale to pewnie tylko rusińska legenda...
–  Sprawdzimy? Jedziemy na wschód?
 Jesteśmy na wschodzie. W sumie nie jest daleko... – oczy mu nagle rozbłysły i w tamtej chwili wyglądał jak Indiana Jones na tropie zaginionej Arki Przymierza. Błyskawicznie podniósł do ucha smartfona, nazywanego tu chytrym telefonem.
  Po krótkiej rozmowie w dialekcie wschodnio-słowackim szybko wstał i oznajmił: – Jedziemy! Za kwadrans mamy osobowy do Humennego.
   W Humennem przesiedliśmy się na pociąg do Stakcina, gdzie tory się kończą, a dalej są już Karpaty. W Stakcinie, w jakiejś uroczej spelunie, pamiętającej chyba czasy Masaryka, a może i Franciszka Józefa, czekał na nas stary Rusin o wyglądzie patriarchy. Po wychyleniu kieliszka śliwowicy zadzwonił do kogoś i długo coś mu tłumaczył pełnym szacunku szeptem; po następnym kieliszku narysował mapę na serwetce i wręczył ją księdzu jak relikwię. Kiedy wychodziliśmy, na pożegnanie powiedział nam tylko: 
– Podobno On już prawie nie mówi...
I tak ewangelicki ksiądz wraz z poetą-heretykiem, ruszyli na pielgrzymkę do pustelni        Cygana, który pisze ikony. 


Cerkiew w Stakcinie / Stakčínska Cerkva
fot. Boris Dovala
(za: http://www.panoramio.com)

*

Robert Konca


CYGAN PISZE IKONĘ



przenieść

z miejsca na miejsce
swoją ciemność
nie pytając dlaczego

pełznąć w pierwotnym mroku

podczas gdy ręka 
po omacku 
dotyka widma twarzy

która lśni po drugiej stronie ciemności 

jak jasne okno
przywołujące ślepca

napisać ją i odejść

ustąpić miejsca światłu


I tłumaczenie Iwony Cymerman:


GYPSY PAINTS AN ICON


to move
one's darkness
from place to place

without asking why

creeping in the original darkness
while the hand
blindfold
touches the spectrum of the face

which shines
on the other side of the dark
like a bright window
calling the blind

to write it and leave
give way to light



Ikona: Zmartwychwstanie Chrystusa,
św. Mikołaj Cudotwórca w otoczeniu wizerunków
Matki Boskiej, Sąd Ostateczny i "prazdniki".
Muzeum Narodowe w Warszawie
(zaczerpnięte ze strony MNW Cyfrowe)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

2022. Nowy początek

Długo nic się tu nie działo. Najwyższy czas to zmienić. Zaczynam od wiersza na Nowy Rok i z nadzieją wracam do działania. Arur Rogalski *** ...