niedziela, 11 lutego 2018

Czas rozpadu / The Decay Time

"Czas rozpadu". Najnowszy, jeszcze ciepły wiersz Roberta, jakże aktualny w tym roku.  Nic dodać nic ująć. Wiersz jest pierwszym z serii utworów związanych z naukami ścisłymi.


Robert Konca


CZAS ROZPADU


Z badań nad niestabilnymi cząstkami wynika,
że możemy rozpadać się wolniej.

Wystarczy rozpędzić się do prędkości podświetlnej,
aby to, z czego jesteśmy, przestało
tak szybko wysypywać się i znikać.

Znamienne, że efekt ten nie występuje
podczas ruchu po okręgu. Jakby wspomnienia,
znajome miejsca mijane raz po raz
stawały się katalizatorem zniszczenia.

Tylko prosto przed siebie. Ale kim będziemy
za wszelką cenę odraczając koniec,
odcięci od początku, wystrzeleni w przestrzeń,
bez piasku mijania i ławki przed domem -

z widokiem na chaos miejskiej zabudowy,
na sąsiadów i bliskich, którzy gdzieś odchodzą,
a wszystko trawi ta sama nieskończoność -
gdzieś za nią jest ślad, że byliśmy przez moment.


i przekład Iwony Cymerman/translated by Iwona Cymerman:


THE DECAY TIME


Research on unstable particles shows
that we can decay more slowly.

Just speed up to the sublight speed,
and what we are made of will cease
to spill out and disappear so quickly.

Significantly, this effect does not occur
in circular motion. As if the memories,
familiar places that we'd passed by time and time again
became a catalyst for destruction.

Just straight ahead. But who will we become
at all costs trying to postpone the end,
cut off from the beginning, launched into space,
without the sand of transience and the bench outside the house -

with a view of the chaos of urban architecture,
of neighbors and relatives who are leaving somewhere,
and everything is consumed by the same infinity -
behind it there is a trace that we have been just for a while.

sobota, 10 lutego 2018

Drzewo w zimie / The Three in the Winter

"Drzewo w zimie" ("Zimný strom") pochodzi z tomu poezji Milana Rúfusa V zemi nikoho (W ziemi niczyjej) wydanego w roku 1969. "Drzewo..." cytuję za - wspomnianym już na blogu - zbiorem wierszy Rúfusa Poezje wydanego w Bratysławie w 1988 r., z posłowiem Aleksandra Matuški (Milan Rúfus, Básne, Slovenský spisovateľ, Bratislava 1988, doslov napísal Alexander Matuška). Zbiór ten ilustrował L'udovít Hološka, graficznie opracował Vladislav Rostoka.


"Drzewo w zimie" ("Zimný strom")
ze zbioru wierszy Milana Rúfusa Básne
(Poezje, Bratysława 1988, s. 111)


Okładka zbioru wierszy Milana Rúfusa 
Básne (Poezje, Bratysława 1988). 

Na język polski wiersz przełożyła Danuta Abramowicz. Poniższy przekład "Drzewa..." zamieszczam za zbiorem: Milan Rúfus, Wiersze (Kraków 1977, w cyklu "Humanum est", s. 22). Podstawą tłumaczenia Danuty Abramowicz był "Zimný strom" z bratysławskiego zbioru poezji Rúfusa Básne (1975 r.):


Milan Rúfus


DRZEWO W ZIMIE


Nagie i urażone
jakby już właśnie szło na szafot
stoi
i wszystko ignoruje.
I wiatr, i deszcz.
Jak woda po ustach
ślizgają się po nim dni i nie otworzy
nikomu drzwi milczący wygnaniec.

I tylko wewnątrz za roletą
przy białej świecy łyka
żyje swym życiem i z dni czyta.
I nawet nikły cień
na zasłonie go nie zdradzi
w milczeniu siedzącego.


Okładka Wierszy Milana Rúfusa 
projekt obwoluty - Andrzej Darowski

wtorek, 6 lutego 2018

Baśnie peryferyjne, cz. 3 / Peripheral tales, part 3

Robert Konca


BAŚNIE PERYFERYJNE, cz. 3


Parę kilometrów na północ od baru zobaczyłem samotne wzgórze wznoszące się kilkadziesiąt metrów ponad okolicznymi lasami. Namawiałem Wujka, żebyśmy tam zaraz pojechali, ale on zdecydowanie odmówił, patrząc z niepokojem w stronę wzgórza. Powiedział, że tam się nie chodzi. Dlaczego, zapytałem. Bo tam coś żyje, odparł. Załadował skrzynkę Łomżyńskiego na skuter i ruszyliśmy z powrotem do domu. Wszędzie coś żyje, pomyślałem filozoficznie, a zarazem fizjologicznie. Miałem już plan. Uważnie obserwowałem, jak Wujek kieruje skuterem, a na śnieżnych polach niedaleko domu dał mi poprowadzić. Prosta sprawa, łatwiejsza niż kierowanie traktorem, które opanowałem już w zeszłym roku na tyle dobrze, że samodzielnie wykonywałem niektóre prace polowe. Od momentu, gdy zobaczyłem wzgórze, byłem jak zahipnotyzowany; byłem pod jego wpływem i natchnieniem. A poza tym, według moich wyliczeń, z nagiego szczytu wzgórza powinien być widoczny na wschodzie ślepy tor i wagon. Może w istocie to wagon mnie przyciągał, wabił mnie jedną z okrężnych dróg. Następnego dnia, pod pretekstem krótkiej przejażdżki, odpaliłem skuter i ruszyłem na północ, wyposażony w radziecką lornetkę. W czapce z nausznikami pożyczonej od Dziadka i z lornetką wiszącą na szyi wyglądałem na tyle zawodowo, że, gdy mijałem sąsiada, który był milicjantem, ten stanął na baczność i zasalutował. Po kilku minutach szalonej jazdy minąłem bar, przejechałem na drugą stronę szosy i zagłębiłem się w las. Tu zaczęły się kłopoty, bo nie zauważyłem żadnej leśnej drogi czy choćby ścieżki. Rzeczywiście chyba nikt od dawna się tu nie zapuszczał. Musiałem bardzo zwolnić, ale na szczęście miejscami las nie był gęsty i dało się jakoś jechać. Między gałęziami drzew widziałem zbliżające się wzgórze. Gdy wreszcie do niego dojechałem, okazało się bardziej strome, niż myślałem. 




Wyłączyłem silnik i postanowiłem zostawić skuter na dole, a na szczyt wejść piechotą. Przez chwilę nasłuchiwałem, ale panowała doskonała cisza. Rozejrzałem się dookoła, lecz na śniegu nie było żadnych śladów ludzkich czy zwierzęcych. „Tam coś żyje” – w pamięci miałem kategoryczny głos Wujka. Las jak las, wzgórze jak wzgórze, nic nadzwyczajnego. Może tylko jakieś mgliste uczucie odosobnienia, peryferyjności całej okolicy. Ale to przecież lubiłem. Ze spokojem ruszyłem więc pod górę. Było ślisko, ale po kilku minutach stanąłem na bezleśnym szczycie zwieńczonym kilkumetrowym głazem narzutowym i rozejrzałem się po okolicy. Tak jak się spodziewałem, jakieś dwa kilometry na wschód znajdował się widoczny gołym okiem wagon. Przez lornetkę widziałem nawet ten jeden szczególny przedział; w szarości zimowego dnia zauważyłem w jego oknie białe światło. W pobliżu wagonu dostrzegłem przyczepę kempingową; wokół niej krzątał się krzepki starzec z długimi, siwymi włosami spływającymi spod kapelusza. Niedaleko przyczepy była osada składająca się z kilkunastu domów jednorodzinnych, z kominów unosiły się strużki dymu. I wtedy poczułem pod stopami delikatną wibrację, jakby wzgórze lekko zadrżało.




Zbliżyłem się do głazu, na którym wyryty był znak: dziwne, ukośne strzałki zamknięte w okręgu. Znak musiał być bardzo stary i przypominał wyblakłą pieczęć, z której wyparował prawie cały tusz, albo krew. Obchodząc głaz o mało co nie wpadłem do otworu ziejącego po drugiej stronie kamienia. Miał co najmniej pięć metrów średnicy i unosiła się z niego woń stęchlizny i jeszcze czegoś, co obudziło we mnie pierwsze niepokojące spekulacje. Pomyślałem, że olbrzymi kamień wcześniej prawdopodobnie szczelnie zakrywał ten otwór, ale nagle został odsunięty. Wzgórze znowu się poruszyło, tym razem silniej. Coś tu jednak żyło, i to coś bardzo dużego i chyba właśnie zamierzało się wydostać na powierzchnię. Zanim zacząłem schodzić, spojrzałem jeszcze na wschód, w kierunku wagonu; był cały spowity białym światłem. Po kilku krokach w dół usłyszałem od strony otworu potężny świst i jakiś ryk o skrajnie niskich częstotliwościach. Postanowiłem więc zjechać na tyłku. Aby do skutera, aby do skutera – powtarzałem jak mantrę, jadąc w dół po drżącym w konwulsjach zboczu. Gdy dopadłem do maszyny, nagle ściemniło się, jakby coś zasłoniło niebo. I wtedy ze wschodu nadleciał biały promień, ścinając parę drzew i znowu usłyszałem ten basowy ryk gdzieś nad sobą, niepokojąco blisko, ale po chwili zamilkł. Nie odwracając się odpaliłem skuter i ruszyłem przez las. Parę razy zgubiłem kierunek, ale wreszcie między drzewami zauważyłem szosę. Zgasiłem silnik i nasłuchiwałem w napięciu, jednak panowała cisza. Dopiero teraz dopadł mnie lęk i minęło trochę czasu, zanim ruszyłem dalej, do baru. Zaschło mi w gardle i czułem się tak zmęczony, jakbym cały dzień nosił wiadra z paszą dla kurczaków. Tak też chyba wyglądałem, bo gdy tylko wszedłem do baru, właściciel (wtedy mówiło się: ajent) bez słowa podał mi butelkę piwa. I tak, w wieku piętnastu lat, wypiłem swoje pierwsze piwo. Później, stojąc na parkingu przed barem, patrzyłem przez lornetkę, której jakimś cudem nie zgubiłem, na wzgórze. Całe zbocze było potwornie zryte, jakby pracowały tam ratraki kierowane przez pijanych operatorów. Coś tam żyje...





cdn.

niedziela, 4 lutego 2018

Zwrotnica / The switch

Mam przyjemność przedstawić "Zwrotnicę" Roberta Koncy - publikowaną po raz pierwszy, oraz jej przekład na język angielski autorstwa Iwony Cymerman.
Wiele utworów Roberta zawiera w sobie elementy niesamowitości czy wręcz horroru. "Zwrotnica" to opowiadanie grozy w stanie czystym. Nawiązanie do cyklu opowiadań kolejowych Grabińskiego - jest oczywiste, wyraźne i zamierzone, wszak już w dedykacji mamy hołd dla mistrza Stefana. W treści opowiadania znajdziemy też liczne odniesienia do twórczości innego mistrza - H. P. Lovecrafta. Nie tylko w pojawiającej się sugestii, że mroczni Nieznani pochodzą z bliżej niekreślonych pozaziemskich przestrzeni...
Motyw przypadkowego poznania/podsłuchania ciemnych planów wysłanników zła - to nieustannie powtarzający się element dzieł literackich (i nie tylko). Bodaj najsławniejszy - w literaturze grozy - podsłuchany dialog pochodzi z "Szepczącego w Ciemności" autorstwa Samotnika z Providence (polski pierwodruk w zbiorze o tym samym tytule, w przekładzie Ryszardy Grzybowskiej - Szepczący w ciemności, Warszawa 1992). Tyle, że u Lovecrafta dialog stworów z Yuggoth i ich sprzymierzeńców jest zwieńczeniem całej opowieści. Tutaj, dialog diabolicznych Nieznanych stanowi niemal całą opowieść. 
Topos odwrócenia ról - gdy stojący po "jasnej" stronie bohater okazuje się współdziałać (świadomie, lub - co ciekawsze - nieświadomie, a nawet wbrew sobie) z siłami mroku, jest również wielokrotnie przywoływany w opowieściach niesamowitych. Wspomniany H. P. Lovecraft mistrzowsko posłużył się nim, chociażby w opowiadaniu "Widmo nad Innsmouth" i (w mniejszym stopniu) - "Duch ciemności". Ten wątek można odnaleźć także w końcówce "Zwrotnicy"...
Groza w "Zwrotnicy" jest niedookreślona i nierozpoznana; na szczęście - bo nadawanie materialnych kształtów strachom i lękom stanowi zazwyczaj słaby punkt literackich horrorów. Ale nie zawsze - w tylekroć przywoływanym "Szepczącym w ciemności" realność stworów z Yuggoth wcale nie zmniejsza siły opowieści. Wręcz przeciwnie, wręcz przeciwnie...  


*

Robert Konca

ZWROTNICA 

Pamięci Stefana Grabińskiego

Kiedy słońce zachodziło, jego rubinowe promienie wyruszyły w ostatnią tego dnia podróż po srebrnych ostrzach szyn. Dwa pociągi pospieszne minęły się właśnie; światła ich ostatnich wagonów ginęły na przeciwległych horyzontach. Nastała cisza na rozległym torowisku stacji; pusty interwał w pieśni rozkładu jazdy. Ruszyłem więc w stronę zwrotnicy, aby sprawdzić, czy wczorajsze podejrzane szmery, które tam usłyszałem, dadzą znać o sobie i dzisiaj. Panował zupełny bezruch; pobliska stacja opustoszała. Gdy zbliżyłem się do zwrotnicy, poczułem na twarzy lekkie mrowienie, niemal czułą pieszczotę nieznanej energii. Szmery były dzisiaj wyraźniejsze. Kiedy pochyliłem się nad zwrotnicą, usłyszałem rozmowę metalicznych głosów:

Głos pierwszy

- ...i wyodrębnić ich z tej struktury raz na zawsze. Jak długo potrwa cała operacja ?

Głos drugi

- Przygotowania trwają od dawna. Samo przeniesienie odbędzie się poza czasem tej planety. Najważniejsza jest synchronizacja wszystkich zwrotnic, kończymy właśnie ostatnie obliczenia.

Głos pierwszy

- Mam nadzieję, że nie sprawicie mi zawodu. Długo czekałem na ten ruch; jeżeli przegram, to... A co z lokomotywami?

Głos drugi

- Lokomotywy współpracują z własnej woli. Właściwie to bardzo nam pomogły od strony technicznej. Korzystamy z wielu ich pomysłów. Dzięki nim tubylcy nie będą niczego podejrzewać. 

Głos pierwszy

- No właśnie, pamiętajcie, że oni nie mogą się dowiedzieć. Tunel przygotowany do otwarcia?

Głos drugi 

- Tak. Kapsuły z antymaterią już są. Znaki będą gotowe do użycia za trzydzieści sześć godzin. Jaki adres mamy ustawić?

Głos pierwszy

- Sektor 666. To transakcja wiązana. Jeżeli zlikwiduję problem wiecznego głodu w sektorze 666, to w zamian w tym układzie słonecznym będę mógł ustanowić Królestwo. Taka jest umowa. Tamten przyszedł wczoraj?

Głos drugi

- Przyszedł, tak jak Pan przepowiedział. Czy to nie zbyt ryzykowne dla naszych planów ? Mam sprawdzić, czy przyszedł dzisiaj?

Głos pierwszy

- Nie trzeba. Pracuję nad nim od dawna. Zresztą on jest inny, czuje się tu obco, więc nasze idee trafiły na podatny grunt. Oczywiście nie ma pojęcia, skąd biorą się w nim takie myśli. Poza tym twierdzicie, że ma całkowite poparcie lokomotyw.

Głos drugi

- Tak jest. A to ważne, bo gdy załamią się kąty sklepienia...

Głosy umilkły. Podniosłem się z ziemi. Jakieś szalone podejrzenie migotało na skraju mojej świadomości; wiedziałem, że gdybym pozwolił, aby się skrystalizowało, z pewnością bym oszalał. Zdezorientowany przeszedłem kilkanaście kroków, gdy usłyszałem zbliżający się za plecami pociąg. Nagle podjąłem decyzję. Z trudem przezwyciężając strach i niemal fizyczny opór niewidzialnej siły, stanąłem na właściwym torze, czekając na wybawienie. Pociąg zbliżał się. Zamknąłem odruchowo oczy. Wtedy usłyszałem cichy trzask przestawianej zwrotnicy. Gdy otworzyłem oczy, Wschodni Ekspres przejeżdżał z hukiem po sąsiednim torze. A więc nie ma wyjścia, pomyślałem; moje przeznaczenie jest w Jego szponach, a zwrotnice są Mu posłuszne. Trzydzieści sześć godzin... Właściwie chciałem, żeby to już się dokonało. Jakaś gorączkowa radość wypełniła mój umysł. Patrzyłem urzeczony, jak czerwone płomienie słońca powoli wycofują się na zachód po srebrnych szynach.



Alberto Martini, ilustracja do
Opowiadań Edgara Allana Poe.
Cyt. za: http://www.all-art.org/
symbolism/7-mediter_countr01.htm

Przekład Iwony Cymerman/Translated by Iwona Cymerman:

Robert Konca

THE SWITCH

In memory of Stefan Grabiński

When the sun was setting, its ruby rays set off on the last journey of the day along the silver blades of the rails. Two fast trains had passed; the lights of their last carriages were vanishing on the opposite horizons. 
It was quiet on the vast trackway of the station; an empty interval in the timetable song. So I moved towards the switch to see if suspicious murmurs, that I had heard there the day before, would appeare again. Everything was completely still; the nearby station was deserted. As I approached the switch, I felt a slight tingling on my face, an almost tender caress of unknown energy. The murmurs were much clearer today. When I bent over the switch, I heard a conversation of metallic voices:

Voice 1

- ...and to isolate them from this structure once and for all. How long will the entire operation last?

Voice 2

- Preparations have been going on for a long time. The transfer will take place outside the time of this planet. The most important is the synchronization of all switches, we are just finishing the last calculations.

Voice 1

- I hope you will not disappoint me. I've been waiting for this move for a long time; if I lose, then... What about the locomotives?

Voice 2

- The locomotives cooperate willingly. In fact, they are very helpful on the technical side . We use many of their ideas. Thanks to them, the natives will not suspect anything.

Voice 1

- Well, remember that they can not find out. Is the tunnel prepared for opening?

Voice 2

- Yes. The capsules with antimatter are already here. The signs will be ready for use in thirty-six hours. What address should we set?

Voice 1 

- Sector 666. This is a bundled transaction. If I solve the problem of eternal hunger in sector 666, I will be able to establish a Kingdom in this solar system . This is the contract. Did that one come yesterday?

Voice 2

- Yes, he did, as the Lord had foretold. Is this not too risky for our plans? Am I to check if he has come today?

Voice 1 

- No, there's no need to check. I've been working on him for a long time. Anyway, he is different, he feels strange here, so our ideas have hit a fertile ground. Of course, he has no idea where such thoughts come from. Besides, you claim that he has the full support of the locomotives.

Voice 2

- Yes, indeed. And this is important, because when the angles of the vault collapse...

The voices faded away. I got up from the ground. Some crazy suspicion flickered on the edge of my consciousness; I knew that if I let it crystallize, it would certainly make me go mad. Disoriented, I walked a dozen steps or so when I heard the train approaching behind me. Suddenly, I made a decision. Overcoming the fear and almost physical resistance of the invisible force, I stood on the appropriate track, waiting for salvation. The train was approaching. I closed my eyes involuntarily. Then I heard a silent crack of the switch. When I opened my eyes, Eastern Express was roaring along the neighboring track. So there is no way out, I thought to myself; my destiny is in His claws, and the switches are obedient to Him. Thirty-six hours... Actually, I wanted it to have already happened. A kind of frantic joy filled my mind. I watched as the red flames of the sun were slowly retreating westward over the silver rails.


Alberto Martini "Allegoria della Guerra", ilustracja z katalogu
Mostra individuale di Alberto Martini. Galeria Pesaro, Milano 1919.


Stefan Grabiński
(za: https://pl.wikipedia.org/wiki/
Stefan_Grabi%C5%84ski)


H. P. Lovecraft
(za: http://www.elmundo.es/cataluna
/2014/05/08/536b83a3268e3
edb428b4577.htm)

W opowiadaniu pojawiły się kapsuły z antymaterią. Zatem nieco Antymaterii na koniec: 

https://www.youtube.com/watch?v=117ld5Zsur4

Niebo w lutym / The sky in February

Tuż po święcie Matki Boskiej Gromnicznej przypominam "Dzwony dzieciństwa" autorstwa Milana Rúfusa; poniżej fragment tłumaczenia Roberta Koncy i całość w oryginale. Pełny przekład wiersza jest zamieszczony we rozdziale bloga pt. "Metamorfozy" (jakoś mi te "posty" nie chcą przez usta przechodzić). "Dzwony dzieciństwa" cytuję za zbiorem wierszy Rúfusa Poezje wydanego w Bratysławie w 1988 r. z posłowiem Aleksandra Matuški. (Milan Rúfus, BásneSlovenský spisovateľ, Bratislava 1988, doslov napísal Alexander Matuška). Zbiór ilustrował L'udovít Hološka, zaś graficznie opracował Vladislav Rostoka.
Po raz pierwszy "Dzwony dzieciństwa" opublikowane były w tomiku Dzwony  (Zvony) w 1968 r. Piękny fragment o śmierci psów na Gromnicznej...


Milan Rúfus


DZWONY DZIECIŃSTWA (fragment)

Przekład z języka słowackiego – Robert Konca


Tak wszyscy umieramy przed tą bramą.
Tak na Matki Boskiej Gromnicznej marzną psy:
w mroźną noc na progu kładą głowę
ze spojrzeniem utkwionym na klamce...


Okładka zbioru wierszy Milana Rúfusa 
Básne (Poezje, Bratysława 1988). 


"Dzwony dzieciństwa" ("Zvony detsva") 
ze zbioru wierszy Milana Rúfusa 
Poezje (Bratysława 1988, s. 142-143) 


*


Przy okazji, nie mogę sobie odmówić opublikowania kolejnego "zimowego" utworu Teda Hughesa - choć pogoda dziś niezbyt lutowa. Lecz jeszcze całkiem niedawno inaczej wyglądały lutowe, mroźne noce. Wiersz "Zabawa w ciepło i zimno" ("The Warm and the Cold") cytuję za "Pieśniami czterech pór roku", w tłumaczeniu Marka Obarskiego. (Zysk i S-ka, Poznań 1995 r.). 
Bajeczna synteza wszystkich zimowych nocy. Powtarzający się - jak w muzycznej fudze - motyw pościgu mrozu (śmierci) za ciepłem (życiem) - lub odwrotnie. A wszystko zamknięte w stabilnej, symetrycznej przestrzeni... 


Okładka Pieśni czterech pór roku,
Poznań 1995.


Ted Hughes
Przekład z języka angielskiego – Marek Obarski


ZABAWA W CIEPŁO I ZIMNO


Mroźny zmierzch zamyka się 
       Jak stalowy potrzask 
Na drzewach i drogach, i wzgórzach,
       Na wszystkim, co już dłużej 
Nie zniesie bólu.
      Ale karp krąży w stawie pod lodem
                   Jak planeta w przestrzeni
      A borsuk zasypia w norze
                   Jak bochen w piecu chlebowym.
      A motyl w zimowym oprzędzie
                   Jak wiola w futerale.
      A sowa pyszni się swymi piórami
                   Jak lalka naszyjnikiem z korali.

Mroźny zmierzch zaciska się
                  Jak śruba dokręcona mocno
Do skrzydła samolotu
      Rozgwieżdżonej nocy.
      Ale pstrąg błyska w wykrocie przy brzegu
                  Jak nagły śmiech przez sen,
      Zając błąka się po autostradzie
                  Jak korzeń który ucieka w głąb ziemi
      Ślimak wysechł w swej przybudówce
                  Jak ziarno w tarczy słonecznika.
      Sowa bieli się na słupku bramy
                  Jak zegar na wieży.


Blask księżyca mrozi do szpiku kości
      Kosmaty  świat jak wielkiego mamuta 
                                       z epoki lodowcowej.
Przeszłość i przyszłość 
      Jak szczęki stalowego imadła.
       Ale dorsz przebłyskuje w falach przyboju
                   Jak klucz w portfelu.
       Jelenie stoją na wichrowym wzgórzu 
                   Jak uśmiechnięta niania.
       Muchy śpią pod tynkiem
                   Jak ostatnia nutka dżiga.
       Wróble furkoczą w gęstwinie  
                   Jak pieniądze w śwince.

Taki mróz, 
       Że kruchy księżyc
                   Stracił do cna rozum

                  Gwiazda spada

Znużeni farmerzy
       Przewracają się we śnie
                  Jak wół na szpikulcach rożna. 


i oryginał (Ted Hughes, Seasons Song, London 1976, Faber and Faber Limited)


THE WARM AND THE COLD


Freezing dusk is closing
    Like a slow trap of steel
On trees and roads and hills and all
    That can no longer feel.
          But the carp is in its depth
               Like a planet in its heaven.
          And the badger in its bedding
               Like a loaf in the oven.
          And the butterfly in its mummy
               Like a viol in its case.
          And the owl in its feathers
               Like a doll in its lace.

Freezing dusk has tightened
          Like a nut screwed tight
On the starry aeroplane
    Of the soaring night.
          But the trout is in its hole
               Like a chuckle in a sleeper.
          The hare strays down the highway
               Like a root going deeper.
          The snail is dry in the outhouse
               Like a seed in a sunflower.
          The owl is pale on the gatepost
               Like a clock on its tower.

Moonlight freezes the shaggy world
          Like a mammoth of ice -
The past and the future
          Are the jaws of a steel vice.
     But the cod is in the tide-rip
          Like a key in a purse.
     The deer are on the bare-blown hill
          Like smiles on a nurse.
    The flies are behind the plaster
          Like the lost score of a jig.
    Sparrows are in the ivy-clump
          Like money in a pig.

Such a frost
    The flimsy moon
          Has lost her wits.

          A star falls.

The sweating farmers
    Turn in their sleep
          Like oxen on spits.



*


A skoro padły słowa o "ostatnich nutkach dżiga" (jig - forma tańca i pieśni z terenów Wysp Brytyjskich) - to na koniec Jig of Live (z płyty Hounds of Love, 1985 r.) niezastąpionej Kate Bush:

2022. Nowy początek

Długo nic się tu nie działo. Najwyższy czas to zmienić. Zaczynam od wiersza na Nowy Rok i z nadzieją wracam do działania. Arur Rogalski *** ...