Dziś oddaję głos współtwórcy bloga - Arturowi. Wiem, że od dawna frapowała go poezja okolicznościowa i ulotna (i nie tylko) początków XIX w. Myślę, że warto zapoznać się z niektórymi jego ustaleniami w tych kwestiach. Zresztą, w innych kwestiach, mniej literackich a bardziej historycznych - także warto. Przesuwamy zatem wskazówki o 209 lat do tyłu... Czas, start!
*
Przeglądając otchłanie netu (głównie te poświęcone epoce napoleońskiej), na witrynie Napoleon.org.pl, nader zasłużonej dla propagowania owej epoki, odnalazłem taki wpis:
„Dzisiaj publikujemy wiersz fizyliera 16 pułku piechoty
Księstwa Warszawskiego Józefa Olędzkiego. Jak widać, żołnierz ów nie
zaniedbując służby znalazł też czas by dać upust swym patriotycznym uczuciom
ubranym w całkiem zgrabne rymy! „Gazeta Korrespondenta Warszawskiego y
Zagranicznego”, r. 1809, nr 64”:
Ot, jedna z wielu ciekawostek z epoki (gwoli ścisłości trzeba dodać, że jej podobizna nie jest całkiem kompletna - nie opublikowano zaznaczonego w treści wiersza przypisu, zaś wiersz ukazał się w „Dodatku do Gazety Korrespondenta Warszawskiego”, stanowiącym z „Gazetą...” jedną całość). I tyle. Ale... Zdaje mi się, że „nie zaniedbujący służby” Józef Olędzki nie jest postacią całkiem anonimową, jednym z niewielu szeregowych wojaków, który miał szczęście „literacko” zaistnieć, przez chwilę, na łamach krajowej prasy. O ile moje przypuszczenia byłyby prawdziwe to fizylier Józef Olędzki z 1809 r. byłby tożsamy z Józefem Olędzkim, pisarzem Sądu Pokoju Powiatu Węgrowskiego (odnotowany na tym stanowisku od 1810 r.), potem podpisarzem Trybunału Cywilnego w Siedlcach, notariuszem województwa podlaskiego (od 1817 r.) i wreszcie konserwatorem hipotek Województwa Podlaskiego (po roku 1819). Wtedy urywki jego drogi życiowej (bo pełnej nie znamy) i szczeble kariery zawodowej złożyłyby się na szkic do ciekawego biogramu. Jeśli dodamy do tego kontekst rodzinny – osoba uwieczniona na portrecie (pisanym) staje się intrygująca.
Olędzcy
h. Rawicz, linia Stefana, koniuszego litewskiego
Józef Olędzki wywodził się z litewskiej gałęzi zamożnego (acz na początku XIX w. zubożałego już mocno), senatorskiego rodu. Olędzcy mieli swe korzenie na Podlasiu w Ziemi Mielnickiej. Pieczętowali się herbem Rawicz. Józef pochodził z linii Stefana, koniuszego litewskiego - był to jego dziadek. Stanisław Olędzki, syn Stefana a ojciec Józefa, wg herbarza Seweryna Uruskiego był: „dziedzicem Promieża w pow. wołkowyskim, rotmistrzem kawalerii narodowej 1789, posłem na sejm czteroletni ze Żmudzi, z żony Scholastyki Fijałkowskiej miał pięciu synów: Antoniego, Emeryka, dziedzica dóbr Tchórze Rogale, Leonarda, Mikołaja, dziedzica dóbr Ławki, urzędnika w pow. sieradzkim i Tomasza, wylegitymowanych w Królestwie 1835 - 1839”.
Jednak liczba potomstwa Stanisława podawana przez Uruskiego jest nieścisła – Stanisław Olędzki miał nie pięcioro, lecz - co najmniej - ośmioro dzieci. Po jego śmierci pozostało 13 sukcesorów (łącznie z żoną). Oprócz synów wspomnianych przez Uruskiego – Antoniego, Emeryka i Mikołaja – akta hipoteczne wymieniają jeszcze Teodora, Ignacego, oraz (właśnie!) - Józefa. To byli - jak się zdaje najstarsi bracia. Tutaj, niestety w paradę wchodzą nam luki w informacjach. Nie znamy bowiem dat i miejsca urodzin wszystkich braci Olędzkich (a i do tych podanych przez Uruskiego trzeba mieć ograniczone zaufanie).
Nie znamy też daty i miejsca urodzin naszego bohatera. Stawiałbym tutaj na lata 80-te lub 90-te XVIII wieku. Teodor i Ignacy przyszli na świat zapewne niedługo wcześniej lub później. Z moich (niepotwierdzonych) informacji wynika, że Józef Olędzki zmarł w 1821 r. Rzecz do sprawdzenia, jednak w 1821 r. nie ma go odnotowanego w księdze zgonów kościoła p.w. św. Stanisława w Siedlcach. Olędzki piastował stosunkowo wysokie stanowiska w lokalnych, siedleckich instytucjach wymiaru sprawiedliwości; można podejrzewać, że zmarł w miejscu urzędowania. Ale mógł przecież umrzeć w innym miejscu lub nieco innym czasie.
Jednak liczba potomstwa Stanisława podawana przez Uruskiego jest nieścisła – Stanisław Olędzki miał nie pięcioro, lecz - co najmniej - ośmioro dzieci. Po jego śmierci pozostało 13 sukcesorów (łącznie z żoną). Oprócz synów wspomnianych przez Uruskiego – Antoniego, Emeryka i Mikołaja – akta hipoteczne wymieniają jeszcze Teodora, Ignacego, oraz (właśnie!) - Józefa. To byli - jak się zdaje najstarsi bracia. Tutaj, niestety w paradę wchodzą nam luki w informacjach. Nie znamy bowiem dat i miejsca urodzin wszystkich braci Olędzkich (a i do tych podanych przez Uruskiego trzeba mieć ograniczone zaufanie).
Nie znamy też daty i miejsca urodzin naszego bohatera. Stawiałbym tutaj na lata 80-te lub 90-te XVIII wieku. Teodor i Ignacy przyszli na świat zapewne niedługo wcześniej lub później. Z moich (niepotwierdzonych) informacji wynika, że Józef Olędzki zmarł w 1821 r. Rzecz do sprawdzenia, jednak w 1821 r. nie ma go odnotowanego w księdze zgonów kościoła p.w. św. Stanisława w Siedlcach. Olędzki piastował stosunkowo wysokie stanowiska w lokalnych, siedleckich instytucjach wymiaru sprawiedliwości; można podejrzewać, że zmarł w miejscu urzędowania. Ale mógł przecież umrzeć w innym miejscu lub nieco innym czasie.
Ich majątek
Dane z akt hipotecznych pozwalają na kolejne uściślenia lub weryfikację informacji Seweryna Uruskiego: Stanisław Olędzki, poseł żmudzki, oprócz Promieża posiadał też dobra Ławki (część) w pow. łukowskim. Części na Ławkach zapewne odziedziczył syn Mikołaj. Ale informacja o dziedziczeniu przez Mikołaja dóbr Ławek - przynajmniej dla okresu Księstwa Warszawskiego – wymaga dopowiedzenia, gdyż wedle źródeł hipotecznych, majątek Stanisława podzielono na wszystkich sukcesorów – i tak na przykład jeden z braci Teodor, po śmierci ojca został sukcesorem 1/13 części ojcowskiego majątku w powiecie łukowskim, a w 1815 r. zapisał na nim 3 000 złp. kaucji przy obejmowaniu stanowiska państwowego. Niewykluczone jednak, że w późniejszym okresie Mikołaj zdołał skumulować w swym ręku całość majątku.
Tutaj należy wyjaśnić, że Tchórzew-Rogale to fragment dawnego zaścianka Tchórzew Wielki (dziś Tchórzew, ok. Siedlec), zaś Ławki to dawny zaścianek, obecnie wieś o tej samej nazwie w gminie Łuków. Jako że były to wsie szlacheckie, Olędzcy byli dziedzicami nie całości dóbr, lecz swych „części” na zaścianku, tzw. „dziedzicami cząstkowymi”.
Olędzcy w armii
Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego
Józef nie był jedynym wojakiem czasów Księstwa Warszawskiego z familii Olędzkich herbu Rawicz. Bronisław Gembarzewski w swoim spisie oficerów armii Księstwa Warszawskiego wymienia jego brata, Ignacego Olędzkiego.
Ignacy odnotowany został w stopniu podporucznika, w 6 pułku piechoty galicyjsko francuskiej (ów pułk sformowany został w trakcie wojny 1809 r. w Zamościu; po wojnie otrzymał nowy numer i nazwę: 17 pułk piechoty Księstwa Warszawskiego). Wszystko wskazuje, że Ignacy wstąpił do wojska, jako ochotnik, wskutek patriotycznego porywu w roku 1809 i był to w jego życiu jedyny stricte wojskowy epizod - wystąpił z czynnej służby w styczniu 1810 r. Nie mam informacji, które świadczyłyby o tym, że wcześniej lub później służył w wojsku, np. w Legionach czy armii Królestwa Polskiego (chociaż w wojsku Królestwa Polskiego służyli jego młodsi bracia, zaś w Legionach znalazł się jeden przedstawiciel innej linii Olędzkich h. Rawicz). Ignacy po wystąpieniu z szeregów armii został - jak to się dziś ładnie mówi - cywilnym pracownikiem wojska, a ściślej - administracji wojskowej. Już po upadku Księstwa Warszawskiego, od 1815 r. był wojskowym dozorcą magazynu aprowizacyjnego (to stanowisko w XIX w. nie było równorzędne z dzisiejszym stanowiskiem dozorcy). Kolejny z braci Olędzkich - Teodor, na początku 1815 r. również wstąpił w szeregi oficjalistów Dyrekcji Żywności Wojska Polskiego - także objął stanowisko dozorcy wojskowego magazynu etapowego w Parczewie (był zdaje się dozorcą najniższej, 3 klasy). Józef – jak już nam wiadomo – już od 1810 r. rozpoczął pracę w sądownictwie.
Młodsi bracia Olędzcy - Antoni (ur. 1800 r.), Tomasz (ur. 1798 r.) i Emeryk (ur. 1801 r.) - być może kierując się wzorem starszych - zdecydowali się popróbować życia wojskowego. Jednak aby wstąpić do armii Księstwa byli zbyt młodzi, zatem wszyscy trzej rozpoczęli ją w 1 pułku strzelców pieszych Królestwa Polskiego. Emeryk i Tomasz otrzymali za zasługi złote krzyże Virtuti Militari w powstaniu listopadowym.
*
W kontekście wiersza, historii rodziny Olędzkich, jak i późniejszych zawodowych osiągnięć Józefa Olędzkiego – uważam, że w 1809 r. faktycznie pełnił on ochotniczą służbę szeregowego (fizyliera) w 16 pułku piechoty Księstwa Warszawskiego. Przy czym trzeba wyjaśnić, że ze względu na podwójne nazewnictwo jednostek polskich w 1809 r. i brak precyzyjnych ustaleń w kwestii ich historii, mogą być problemy z identyfikacją oddziału, w którym służył nasz bohater.
Otóż podczas wojny polsko-austriackiej 1809 r. utworzono sześć nowych polskich (oficjalnie nazywanych galicyjsko-francuskimi) pułków piechoty. W tym - 4 i 5 pułk piechoty galicyjsko-francuskiej. 4 pułk pod dowództwem płk. Jakuba Kęszyckiego miał powstać w Wielkopolsce, zaś 5 pułk pod dowództwem ks. Konstantego Czartoryskiego, na terenach świeżo wyzwolonej Galicji Zachodniej. Nie jest do końca jasne kiedy 4 pułk gal.-franc. pod dowództwem płk. Kęszyckiego, zaczął nosić numer 16 (właśnie cytowana "Gazeta Korrespondenta...", jest widomym śladem, że numeru tego używano już – co najmniej - od lipca 1809 r.). Pod koniec 1809 r. oddział Kęszyckiego rozwiązano i przeniesiono żołnierzy do innych jednostek. Numer 16 otrzymał zaś dawny 5 pułk gal.-franc., dowodzony przez ks. Czartoryskiego. Józef Olędzki służył w 4/16 pułku piechoty, płk. Kęszyckiego. Po tej efemerycznej jednostce nie zachowały się chyba żadne materiały źródłowe, zatem – trudno będzie (delikatnie rzecz ujmując) potwierdzić lub obalić moje przypuszczenia bezsprzecznie.
Oczywiście powstaje tu wiele pytań. Po pierwsze - jakie były powody wstąpienia Józefa Olędzkiego do armii? Cóż - jedynym śladem jego intencji jest użyty w wierszu zwrot „z miłości ojczyzny”. W kontekście historii rodziny Olędzkich (i znanych mi historii żołnierzy-ochotników z 1809 r.) nie mam żadnych powodów aby wątpić w patriotyczne pobudki Józefa.
Kolejne pytanie - kiedy Olędzki zaciągnął się do wojska? Wydaje się, że zgłosił się do służby właśnie w początkach wojny polsko-austriackiej w 1809 r., zapewne w trakcie majowej ofensywy armii polskiej wyzwalającej Galicję Zachodnią. Gdyby brał udział we wcześniejszych działaniach zbrojnych (w Legionach, lub chociażby w walkach 1806-07 r. – dosłużyłby się stopnia wyższego niż ranga strzelca-fizyliera). Można się domyślać, że obaj bracia Olędzcy – Ignacy i Józef – wstąpili razem w szeregi armii Księstwa. Być może zamierzali służyć w jednym pułku, z jakiegoś jednak względu (brak miejsc?) znaleźli się w sąsiednich, świeżo formowanych pułkach „galicyjsko-francuskich”.
Kiedy Józef Olędzki opuścił armię Księstwa? Zapewne albo pod koniec 1809 r., albo (razem z bratem) w styczniu 1810 r.
W jakich bitwach i potyczkach Józef Olędzki brał udział? Trudno w tej chwili orzec. W dniu 23 XI 1809 r. 4/16 pułk piechoty Kęszyckiego stanowił część brygady gen Niemojewskiego, która to brygada była częścią składową I Dywizji dowodzonej przez gen. Zajączka. Trudno dokładnie stwierdzić do jakiej dywizji należał pułk wcześniej, podczas działań wojennych 1809 r. Z całą pewnością Olędzki uczestniczył w marszu korpusu ks. Józefa Poniatowskiego na Kraków i w starciach, które miały miejsce od początku lipca 1809 r. do połowy tegoż miesiąca. Z treści wiersza wynika, że Józef „wąchał proch i był w ogniu”, walczył dzielnie, zapewne podczas starcia na bagnety odniósł ranę, lecz ostatecznie pokonał swego przeciwnika.
Jak świadczy oryginalny tytuł - wiersz został opublikowany w obozie pod Krakowem w 1809 r. Można zatem pokusić się o ustalenie choćby przybliżonej daty powstania utworu. Korpus polski podszedł pod Kraków 14 VII 1809 r., tego dnia jeszcze trwały drobniejsze potyczki, następnego dnia, o godzinie 6 rano książę Józef Poniatowski wjechał do miasta na czele wojska; walki były już zakończone. „Dodatek do Gazety Korespondenta...”, w którym zamieszczono - oprócz innych aktualnych sprawozdań z okoliczności zajęcia Krakowa - wiersz Olędzkiego ukazał się w dniu 12 VIII 1809 r. Ostatnie bieżące obwieszenie z Krakowa (rozkaz dzienny polskiego Sztabu Generalnego) w „Dodatku...” jest datowane na 6 VIII 1809 r. Wydaje się zatem, że wiersz powstał pomiędzy 15 VII a 6 VIII 1809 r., w okresie spokojnego stacjonowania oddziałów polskich w Krakowie i jego najbliższych okolicach.
Warto zadać sobie pytanie czy wiersz Olędzkiego w „Dodatku do Gazety Korrespondenta...” jest pierwodrukiem tego utworu. „Gazeta Korrespondenta...” często posiłkowała się informacjami z innych czasopism. W przypadku działań wojennych 1809 r., w regionie krakowskim, źródłem informacji, na które powoływała się gazeta warszawska była (a jakże!) „Gazeta Krakowska”. Właśnie z niej pochodziła większość zamieszonych w 64 numerze „Gazety Koresspondenta...” i jej „Dodatku” „krakowskich” nowinek i informacji. Być może także wiersz Olędzkiego został opublikowany pierwotnie w „Gazecie Krakowskiej”. Kolejna rzecz do sprawdzenia.
Przy okazji warto dodać, że niemało otworów rymowanych znalazło się w tym numerze Gazety! Bo i Oda w dzień uroczystości zawieszenia orłów francuskich w Lublinie (autorem był Kajetan Koźmian, jednak w „Gazecie...” Odę opublikowano anonimowo i bez tytułu) i dwa wiersze, tak samo zatytułowane: Na przybycie wojsk polskich do Krakowa, i wiersz Do obywateli Krakowa; wszystkie trzy podpisane pseudonimem "F.N.J." Już mi się nie chce sprawdzać kto zacz był. Ponoć "obywatel krakowski"...
Zresztą, inne numery „Gazety...” także pęczniały od rymotwórstwa różnego kalibru – i zdarzały się tu także wiersze pisane przez szeregowych żołnierzy. Ale to już chyba temat na kolejne wpisy...
*
Rymy wiersza - owszem całkiem zgrabne, jednakowoż zapyta czytelnik - czy każdy zestaw wersów rymowanych zasługuje na miano poezji? Czy to jeszcze "literackie"? Tu, na szczęście w sukurs przychodzi mi plejada znakomitych literaturoznawców, że wymienię tylko Stefanię Skwarczyńską, Juliusza Nowaka-Dłużewskiego i Edmunda Kotarskiego. Zacytuję tego ostatniego - "Każde dzieło sztuki (zarówno to "wielkie", jak i to "małe") jest wyrazicielem swych czasów, a każdy akt twórczy ma swoja rację bytu i jest cenny, jeśli realizuje go artysta świadomy celu i własnych umiejętności. [...] Utwór okolicznościowy skazany jest na banicję zasadniczo w jednym tylko przypadku: jeśli nie zdoła w miarę poprawnie wyrazić najistotniejszych treści współczesnej mu rzeczywistości".Czy Józef Olędzki wyrażał najistotniejsze treści współczesnej mu - i jego - rzeczywistości? Oczywiście, że tak. Wszyscy w Księstwie żyli wtedy sprawami konfliktu z potężnym sąsiadem-zaborcą, a co mogło być ważniejsze dla żołnierza-ochotnika niż pułkowa, znojna codzienność, którą chce znosić "aby się łono ojczyste wróciło". Trudno wątpić, że utwór jest szczery, a autor napisał go z autentycznej potrzeby podzielenia się z odbiorcą swymi odczuciami i nadziejami. I radością – nie zapominajmy, że utwór powstał już po zakończeniu zwycięskiej wojny (jedynej zwycięskiej dla Polaków w XIX w.!).
*
Co jest oczywiste - wiersz musiał być napisany przez osobę nie tylko dobrze władającą piórem ale też posiadającą jakieś umiejętności/aspiracje literackie. Sztuka pisania i czytania nie była znana - wbrew pozorom - nawet wszystkim oficerom armii Księstwa. Zaś wśród szeregowych znakomitą większość stanowili analfabeci. Wszak pułkownik Cyprian Godebski wyróżniał się i wybijał wysoko ponad swych - w większości przecież wykształconych - kolegów oficerów. A fizylier-rymopis (utrzymując oczywiście proporcje pomiędzy ich twórczością) - musiał być kimś zupełnie wyjątkowym! To jeden z głównych argumentów za zbieżnością osób Józefa Olędzkiego palestranta/hipotekariusza (żyjącego wszak "z pióra") i Józefa Olędzkiego, szeregowca/rymotwórcy.
Nie bez przyczyny wiersz zawiera wyraźne informacje o wykształceniu i wyższym statusie społecznym autora. Olędzki był dostatecznie świadom różnic pomiędzy sobą i obecnym otoczeniem. Autor opisuje sam siebie - przed rozpoczęciem służby wojskowej - jako człowieka nawykłego do wygody, wydawania poleceń, będącego dawniej „profesorem” (być może rzeczywiście uczył w jakiejś szkole, lub pełnił obowiązki prywatnego guwernera). Nowozaciężny wojak poświęcił jednak wszystkie wygody i dumę dla miłości ojczyzny. Można jednak między wierszami odczytać subtelne ślady rozczarowania – Józef mimo odwagi i odniesionej rany, nie otrzymał ani należnego odznaczenia, ani awansu (acz honorowo - nie prosił o żadne zaszczyty). Wszystko to faktycznie potwierdzałoby patriotyczne pobudki, ale też wyjaśniałoby brak zainteresowania kontynuacją kariery wojskowej i przejście w 1810 r. do tworzącego się sądownictwa nowopowstającego departamentu siedleckiego. Tutaj Józef awansował szybko, a ważne stanowiska (notariusza departamentowego i departamentowego konserwatora hipotek) które zajmował, były widomymi wyznacznikami jego zawodowej i społecznej pozycji.
Kto by jednak pomyślał, że Olędzcy, byli jedynymi potomkami niegdyś świetnego rodu, którzy w początkach XIX w. służyli jako zwykli żołnierze, podoficerowie lub niżsi oficerowie - ten się myli. Przypadków takich było więcej. Ze swoich badań znam jeszcze co najmniej dwóch podobnych Olędzkiemu gentelmanów – Józefa Skubę Pękosławskiego i Rocha Kicińskiego. Józef Skuba Pękosławski, potomek znakomitego małopolskiego rodu wojował jako huzar w 10 (lub 13 – nie do końca jasne) pułku huzarów Księstwa, zaś Roch Kiciński, bratanek hrabiego Brunona, sławnego dziennikarza i opozycjonisty czasów Królestwa Polskiego dosłużył się zaledwie podporucznikostwa w 4 pułku piechoty Księstwa Warszawskiego...
A syn Józefa Pękosławskiego, znany warszawski adwokat połowy XIX w. prowadził kronikę wrażeń z przeczytanych książek i... ale to chyba znów tematy na inną okazję.
*
Poniżej – cały
wiersz autorstwa Józefa Olędzkiego (w oryginale i z uwspółcześnioną pisownią):
Wiersz napisany w obozie pod Krakowem od Józefa
Olędzkiego,
fizyliera pułku 16 kompani 4-tej
* * *
Kto wojsku służy, z miłości ojczyzny
Miłe mu dla niej poniesione blizny*
Na niedostatek nigdy się nie żali,
Ani się przykrzy, by mu rangę dali.
Niesie karabin, słucha i kaprala,
Szanuje starszych, kocha ich, wychwala,
Marsz po mil siedem spacerem nazywa,
Bitwa z Niemcami, igraszką mu bywa!
Smakuje suchar pleśnią malowany,
Od furiera piątego dnia dany,
A chociaż dawniej szemrał na wygodę,
Rad brudną pije dla ojczyzny wodę.
Co się wysypiał z rana i wieczora,
Pierwszy się zrywa na rozkaz tambora.
I który przedtem przywykł rozkazywać,
Nie jest mu przykro teraz wykonywać,
A bywszy nawet dawniej Profesorem
Sam rad gotuje sobie groch z rosołem.
Bronić ojczyzny taka ma ochotę,
Że nie uważa na głód, upał, słotę.
Mówi, że rana za krzyż złoty staje.
Śmierć za ojczyznę honor mu nadaje;
Wszystkie wypadki ponowić jest miło
Aby się łono ojczyste wróciło.
* Ranny w pierś prawą, zemścił się w dwójnasób na swym i ojczyzny nieprzyjacielu.
Słowniczek
-
fizylier - szeregowy strzelec w piechocie początków XIX w.
-
furier – stopień podoficerski w armii Księstwa Warszawskiego
(pomiędzy kapralem a sierżantem).
-
tambor – dobosz,
„rozkaz tambora” – to po prostu sygnał pobudki, ogłaszany w oddziale biciem w
bębny.
P.S. Artur zamierza opublikować ten tekst w wersji naukowej z pełnym aparatem naukowo/badawczym. Jeśli kto z kolegów historyków jest ciekaw detali - proszę o kontakt z jego autorem na Fejsiku.
Dobrze się czyta, szkoda,że nic nowego się nie pojawia.
OdpowiedzUsuńBędą nowości w tej materii - i to już niedługo. Dzięki za miłe słowo!
OdpowiedzUsuńSzalenie interesujący wpis. Początkowo wątpiłem czy Józef Olędzki, poźniejszy pisarz mógł być fizylierem autorem wiersza z Gazety Warszawskiej ale po przeczytaniu tekstu sądzę, że jest to bardzo prawdopodobne. Marcin Smarzewski, późniejszy oficer woltyżerów p8p również zaczynał służbę w 1809 r. od prostego żołnierza. Później pozostał w armii w przeciwieństwie do Józefa Olędzkiego. Świetna robota! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciepłe słowo! Ja również poprzestaję na stwierdzeniu - bardzo prawdopodobne. Jeśli nawet Józef Olędzki żołnierz nie okazałby się być Józefem Olędzkim sądownikiem - to już sama kwestia twórczości literackiej w szeregach Armii KW pozostaje ciekawa i badawczo wciągająca.
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń