Jeden z ostatnich wierszy Milana Rúfusa w oryginale, w tłumaczeniu Roberta Koncy, i z jego prozatorskim postscriptum. Olinka Herzová pochodzi z ostatniego tomu poezji Rúfusa Ako stopy v snehu wydanego w dniu 1 I 2009 r. Dziesięć dni później poeta zmarł.
Milan Rúfus
OLINKA HERZOVÁ
Chcel som jej iba pomôcť do kabátka,
spoluprváčke Olinke.
Chcel, ale čo to bolo platné:
práčikovsky neobratne
vyryl som nechtom škrabanec,
šrám na jej detskej rúčke.
Jej otec, obchodník, nemútil čistú vodu.
A keď som prišiel k nemu do obchodu,
prichystanými nožničkami
poľudštil mojich desať pazúrikov
bez výčitiek a bez zbytočných krikov,
priam láskavo a pokojne.
Tak išli roky krásnokruté.
A potom bolo po vojne,
čas ako živá riečka tiekol,
všecičko bolo o inom.
Jedného dňa mi ktosi riekol:
„Olinku tu už nenájdeme.
Do svojej zasľúbenej zeme
šla osvienčimským komínom…“
A ja som znova uvidel
svoj škrabanec na detskej rúčke.
A bolo mi tak kruto smutno.
Smutnejšie, ako ľuďom býva
na pohrebe
či pri rozlúčke.
Przekład z języka słowackiego – Robert Konca:
Milan Rúfus
OLINKA HERZOVÁ
Chciałem tylko pomóc nałożyć płaszczyk
Olince, koleżance z pierwszej klasy.
Chciałem, ale cóż to było warte:
jak to pierwszoklasista – niezdarnie
wyryłem swoim paznokciem
szramę na jej dziecięcej rączce.
Jej ojciec, handlarz, nie robił lewych interesów.
I kiedy przyszedłem do niego do sklepu,
przygotowanymi wcześniej nożyczkami
uczłowieczył moich dziesięć pazurków
bez wyrzutów i bez zbędnych krzyków,
za to życzliwie i spokojnie.
Tak mijały lata słodko-gorzkie.
A potem było po wojnie,
czas płynął jak żywa rzeka,
wszystko było inne.
Pewnego dnia ktoś mi powiedział:
„Olinki już tu nie znajdziemy.
Do swojej obiecanej ziemi
szła oświęcimskim kominem...”
zadrapanie na jej dziecięcej rączce.
I było mi tak okrutnie smutno.
Smutniej niż ludziom
bywa na pogrzebie,
czy przy rozłące.
*
SKLEP PANA HERZA
Straciłem poczucie czasu na przełęczy pod górą Hradok, tłumacząc „Olinkę Herzovą” Rufusa. Z transu wyrwał mnie dopiero krzyk drapieżnego ptaka. Postanowiłem zejść do Zavažnej Poruby i skończyć tłumaczenie w wiacie pod źródełkiem, zwłaszcza, że nad szczytem Południcy zawisła granatowa, burzowa chmura. I tak w lodowatej wodzie chłodziła się puszka piwa Šariš, a ja wraz z Rufusem opuściłem sklep Pana Herza, by zapaść się w mroczny czas Zagłady. Jeden grzmot o potwornie niskiej częstotliwości wyrwał się z nieba, gdy postawiłem kropkę.
Odwiedziłem jeszcze Milana Rufusa na cmentarzu, a później poszedłem w dół, ulicą Hlavną. Było parno; powietrze drżało od elektryczności. Godzina czwarta po południu, dzień powszedni, ale na ulicy nie widziałem nikogo. Nie przejechał też żaden samochód. Tylko cisza i nerwowe ruchy elektronów. Ja dostosowałem się do tej dziwnej sytuacji i poczułem się nieco bezcieleśnie. Jak duch zmaterializowałem się pod szkołą, do której chodzili Olinka i Milan. Cisza. Wokół wyczuwałem jednak jakieś podskórne napięcie, jakby coś usiłowało się tutaj przedrzeć. I wtedy pomyślałem znowu o przedwojennym sklepie Pana Herza. Pewnie znajdował się gdzieś w pobliżu. Powoli ruszyłem w stronę rodzinnego domu Rufusa. W lokalu obok karczmy duże okno było odsłonięte, a drzwi szeroko otwarte. W środku krzątał się brodaty mężczyzna. Chciałem tam wejść, ale okazało się to niemożliwe. Mogłem tylko patrzeć zza niewidzialnej zasłony, jak Pan Herz układa towary na półkach starego, masywnego regału, a potem z zagadkowym, ale dobrotliwym uśmiechem, ostrzy nożyczki na ręcznej szlifierce. Wiedziałem, że wkrótce do sklepu przyjdzie ośmioletni Rufus, żeby prosić Pana Herza o wybaczenie za to, że tak niefortunnie zadrapał rękę jego córki... Po chwili obraz załamał się i wycofał do otchłani czasu. Ale wszystko zostało zapisane. Milan Rufus ocalił Olinkę i jej ojca od drugiej zagłady – od zapomnienia. Życie to informacja, więc oni są już nieśmiertelni. Allan Stevo przetłumaczył wiersz Rufusa na angielski, a ja na polski. Odebrać sygnał i po rozszyfrowaniu nadać dalej, do swoich. Tyle można zrobić. Pamiętać o tych, których inni chcieli usunąć z bazy danych wszechświata.
Milan Rúfus, za: http://www.52insk.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz