piątek, 15 czerwca 2018

Dzikowy Skarb czyli Fatum drużynnika

We wpisie o "Śmierci pretorianina" pojawił się Karol Bunsch i jego Dzikowy Skarb. Mieliśmy do niego wrócić - i wracamy. 
Jak się zdaje, Bunsch, z jego "cyklem piastowskim", jest mocno wypierany, albo i nawet zupełnie już wyparty przez obecnych autorów piszących powieści w podobnych cyklach piastowsko-wikingowsko-słowiańskich. Chyba jest tego sporo, osobiście zetknąłem się tylko z książkami Elżbiety Cherezińskiej, ale usłużny internet oświecił mię co najmniej kilkunastoma nazwiskami innych "mediewistów". Odnotowałem - i wszystko w tem temacie, gdyż mocniej wgłębiać się, w chwili obecnej (a zapewne i potem) nie zamierzam. Po przesprężynowaniu w palcach wyżej wspomnianej autorki stwierdziłem z ulgą, że nie moja bajka, nie moja przygoda i zamiast badać nowości, mogę w spokoju robić to co lubię najbardziej, czyli czytać powieści już dawno przeczytane, a to: Bunscha, Gołubiewa, Grabskiego, Kraszewskiego czy Kossak-Szczuckiej (prawdopodobnie tak skutkuje dość już podeszły wiek, mój i tychże dzieł). 

*

Bunscha cenię w tym towarzystwie szczególnie. Napotkałem wszakże nieco pogardliwe opinie, głoszące że "cykl piastowski" to zestaw powieści dla młodzieży. Można i tak, jednak biorąc pod uwagę wielowątkowość, bogactwo i głębię książek Bunscha, porównując je do dużej części obecnej "poważnej" literatury, tę ostatnią musielibyśmy uznać za dziecięcą. Zresztą takie skomplikowane różnicowania (książki młodzieżowe, dziecięce, damskie, męskie i półśrednie, etc.) dobre są do akademickich rozważań, dla mnie, prostaka, istnieją dwie półeczki dzielące literaturę - na dobrą i złą. Bunscha ustawiam w górnych przedziałach tej pierwszej. A Dzikowy Skarb na szczycie górnych przedziałów. 
Pierwsza książka piastowskiego cyklu, to po prostu wspaniała polańska saga, z niesamowitym słowiańskim herosem - Dzikiem, silnym i pełnokrwistym jak Herakles, i jak Herakles kierowanym przez złowrogie Fatum. I to Fatum, tajemniczy, magiczny, gdzieś tam zapisany Los, jest tak naprawdę głównym bohaterem książki, od momentu wyciągnięcia Dzika z lasu aż do, hmmm... pęknięcia ostatniej bańki na leśnym bagnie, które symbolicznie (finał wszystkich ludzkich złudzeń) zamyka powieść. 
Właśnie - wyciągnięcie Dzika z lasu, bo zanim Los (niby to przypadkowo!) zetknął go ze Ściborem (Czciborem - bratem Mieszka I), Dzik jeszcze jako "Gniady" zbójował po słowiańskiej puszczy. Już sam moment zawarcia znajomości obu panów daje przedsmak dalszej części historii:

[...] Wypadli z krzaków na udeptaną połać śniegu, na której o kilkanaście kroków majaczyła we mgle kurna chata z jednym otworem, za drzwi, okna i komin, widocznie służącym, i wdepnęli prawie na kłębowisko psów, szarpiących przebitego oszczepem na wylot odyńca, nad którym stał mąż potężnego wzrostu, twarzą ku nim zwrócony.
Choć spotkanie niespodziane było dla obu stron, zajętych jedynie myślą o dziku, nawykły widać do niebezpieczeństwa obcy mruknął flegmatycznie - Gruby zwierz ciągnie jeden za drugim - i nagle gwizdnął przeraźliwie, a równocześnie jednym ruchem, bez wysiłku wyrwał oszczep z dziczego cielska i pchnął błyskawicznie w kierunku bliżej stojącego Ścibora. Lecz Ścibor równie szybko w bok się uchylił, chwyciwszy jednocześnie za drzewce, i szarpnął nim, chcąc obalić przeciwnika. Nie docenił go jednak, gdyż nieznajomy trzymał drzewce tak mocno, że choć tęgie było, pękło jak trzcina, a Ścibor od zamachu zwalił się na ziemię, obcy zaś runął na niego, starając się go przygnieść [...]

(Karol Bunsch, Dzikowy Skarb, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989, t. 1, s. 57-58)

*
Nie ma sensu referować tutaj całości książki, to trzeba przeczytać - lub przypomnieć sobie jeśli się już czytało. Dzik (który zostaje drużynnikiem książęcym) wraz z pozostałymi bohaterami poruszają się na historycznym tle walk Mieszka I z żywiołem germańskim i żmudnego klecenia przez tegoż Mieszka polańskiego/polskiego państwa. Jak to się skończyło politycznie - wszyscy wiemy; dlatego Mieszko (Dago?) jest w historii Polski tym kim jest. Bunsch jednakowoż pokazuje, że polityczny, społeczny sukces ma się nijak do szczęścia poszczególnych ludzkich żywotów. I polańska baśń - jest po nordycku posępna i pesymistyczna. Nie ma tu ludzkich wygranych, a każdy sukces okupiony jest strasznymi ofiarami dla upiornego Losu - jak w kończącej opowieść bitwie pod Cydzyną,  gdzie wraz ze Ściborem giną niemal wszyscy pozytywni bohaterowie sagi. Nawiasem mówiąc - książka była pisana w latach II wojny. Trudno było być wówczas optymistą, a rzeczywistość okupacji przekładała się na słowiańskie pradzieje...

*
       
Książka Bunscha - w moim przeświadczeniu - jest gotowym materiałem na filmową superprodukcję, która zapewne nigdy nie powstanie. Może i dobrze. Mam bowiem przeczucie, że historię odarto by z całej magii i powstałoby coś w rodzaju "Starej baśni. Kiedy słońce było bogiem".  Tak, tak, lepiej tego nie ekranizować....

*

Tyle razy pojawiło się tutaj Fatum - niech też zakończy niniejszy wpis. W "Śmierci pretorianina" zacytowałem jeden z kluczowych fragmentów sagi, gdzie Los, w widomy niemal sposób, układa ludzkie ścieżki. Teraz zatem wizyta Dzika i jego przyjaciela Tarły u wolińskiej wiedźmy - w całości:  

Tarło [...] by przeto coś rzec, odezwał się:
- Po wróżbę przyszliśmy.
- Po wróżbę - zaśmiała się niemile. - Można! Każdy chce wiedzieć, co go czeka, choć nikomu nic po tym. Zimną, kościstą ręką uchwyciła dłoń Tarły i zwróciwszy ją do ognia, patrzyła. W tej chwili powiew jakiś musnął głowę Tarły. To na ramieniu staruchy usiadła bezszelestnie sowa i wlepiła w niego swe wypukłe, żółte ślepia, o tajemniczym, obojętnym wyrazie. Tarłę przeszedł niemiły dreszcz i odruchowo chciał cofnąć rękę, lecz stara nie puściła i zaśmiała się znowu. 

- Myślisz, że w życiu można coś cofnąć? Nim tu wszedłeś, inna się droga ścieliła przed tobą. Kilka kroków tylko i już na nią nie wrócisz. Będziesz myślał że nie chcesz, a nie możesz. Stara śmiała się znowu. - Ale nie smuć się, młody jesteś, a nigdy nie będziesz stary. [...] 
Tarło dobył pieniądz i dając go starej splunął:
- Macie swój urok z powrotem.
Stara kościstą ręką uchwyciła pieniądz, a zwracając się do Dzika, zapytała:
- Może i wam powróżyć, witeziu?
- Poszła! - odparł Dzik - jakbym wprzód wiedział, co mnie czeka, tobym sobie życie uprzykrzył. Gdy zmierzał już ku wyjściu, stara zaśmiała się złośliwie i zawołała za nim:
- Nie bój się, nie zdążysz się znudzić! Razem was licho weźmie, ino tamten czestny pogrzeb jak kniaź i mogiłę mieć będzie, a twoje ścierwo zwierz rozwlecze!

(Karol Bunsch, Dzikowy Skarb, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989, t. 2, s. 41-43) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

2022. Nowy początek

Długo nic się tu nie działo. Najwyższy czas to zmienić. Zaczynam od wiersza na Nowy Rok i z nadzieją wracam do działania. Arur Rogalski *** ...