sobota, 20 kwietnia 2019

野火 Nobi / Ognie polne / Fires on the Plain /

Głos Artura (tym razem z akcentem japońskim) przy okazji jego ostatnich szkiców dotyczących Kraju Kwitnącej Wiśni. Dziś: japońscy chrześcijanie, Shōhei Ōoka, Ognie polne i zapomniany dziś przedwojenny wojskowy/tłumacz/popularyzator kultury japońskiej major Antoni Ślósarczyk. 

*

Shōhei Ō
oka (1909-1988) wybitny japoński pisarz, tłumacz i krytyk literacki debiutował w 1948 r. powieścią Pamiętniki jeńca (Furyo-ki). Nobi (przetłumaczone na język polski jako Ognie polne) zostały ukończone kilka lat później, ukazały się drukiem w 1951 r. Obie oparte były na osobistych przeżyciach autora, żołnierza japońskiego walczącego na Filipinach, potem jeńca wojennego na wyspie Leyte. Na język angielski przełożył książkę w 1957 r. Ivan Morris, na język polski - dwa lata później - Antoni Ślósarczyk (Ognie Polne, Warszawa 1959). 


Shōhei Ōoka, 1 I 1929 r. Fot, za:
https://en.wikipedia.org/
wiki/Sh%C5%8Dhei_%C5%8Coka

*

Z Ogniami polnymi zetknąłem się dawno temu. Książka znajdowała się w bibliotece mojego dziadka, pamiętam dobrze jej charakterystyczną okładkę (znakomitą - dopiero teraz doceniam kunszt projektanta) autorstwa Tadeusza Michaluka. Próbowałem przeczytać ją bodaj jako nastolatek ale za pierwszym razem nie dałem rady, książka przytłoczyła mnie - nie rozmiarem a treścią. Potem dowiedziałem się, że Nobi zekranizowano. Film wyreżyserowany przez samego Kona Ichikawę (w 1959 r.) obejrzałem chyba w późnych latach 80-tych. Do dziś uważam go za najlepszy film wojenny jaki znam. Książkę zaś przeczytałem do końca dopiero w okresie studiów. Powiedzieć, że Nobi - tak książka jak i film - są dziełami niesamowitymi - to niewiele powiedzieć.   






*

Książka i film zaczynają się tak samo, ciosem w twarz głównego bohatera - szeregowca Tamury. Oraz w serce widza i czytelnika. Tło: filipińska wyspa Leyte, koniec wojny na Pacyfiku, trwa zwycięska ofensywa amerykańska. Japończycy z bezwzględnych i okrutnych okupantów zamieniają się właśnie w jeńców i zwierzynę łowną - ściganą tak przez Amerykanów jaki i partyzantów filipińskich. Ci ostatni wieczorami rozpalają na polach i plażach ogniska, co ma być sygnałem dla kryjących się w dżungli Japończyków - żaden żołnierz amii cesarskiej nie opuści wyspy żywy. Nie ma jedzenia, nie ma litości, nie ma szans na wyjście z piekła. 
Tamura, chory na gruźlicę, wraca ze szpitala do swej kompanii ale w niej nie ma dla niego miejsca, co bezlitośnie wykrzykuje mu w twarz plutonowy: "Tu nie ma czym karmić gruźlików! Ruszaj z powrotem do szpitala!". Oczywiście szpital (a raczej polowa umieralnia) nikogo już nie przyjmie, o czym dobrze wiedzą i szeregowiec i podoficer. Tamurze zatem pozostaje tylko jedno: "Nie na darmo wydano ci granat ręczny. To ostatnia usługa, jaką będziesz mógł oddać krajowi [...] Sprawuj się do końca jak żołnierz cesarski!" Ale Tamura nie chce umierać. Jeszcze nie chce. Zabiera karabin, granat, kilka patatów i wyrusza na samotną odyseję po rajskiej wyspie która zamieniła się w cuchnące trupami pobojowisko.

*

Czarno-biały film Ichikawy jest przerażającym studium wojennego szaleństwa. Bez żadnych jaśniejszych punktów. Zaczyna się w pierwszym kręgu piekła a kończy w jego centrum. Na Leyte nie ma żadnych zapasów żywności i lekarstw. Osaczeni przez wrogów żołnierze japońscy, pozbawieni jakiejkolwiek szansy na przetrwanie, popadają w obłęd, mordują się i zjadają nawzajem. W porównaniu do Nobi sławny Pluton to przygodowa bajeczka. Szeregowiec Tamura kroczy ku swemu końcowi poznając po drodze oblicza wszystkich demonów wojny. 

Kadr z filmu "Ognie polne", reż. Kon Ichikawa. 

*

W 2014 r. nakręcono Ognie polne po raz drugi. Tym razem reżyserował Shinya Tsukamoto. Tej wersji nie widziałem, znam jedynie z recenzji: 



Koniecznie do obejrzenia, jakkolwiek wydaje się, że koszmarnych wizji Ichikawy nikt nie jest w stanie zastąpić.

Kadr z filmu "Ognie polne", reż. Shinya Tsukamoto

*

Film Ichikawy wiernie oddaje poszczególne etapy odysei japońskiego żołnierza, jednak od pewnego punktu drogi ekranizacji i książki rozchodzą się. Reżyser nie pozostawia swemu bohaterowi żadnej nadziei i szansy. Shōhei Ōoka - przeciwnie. Alter ego autora książki znajduje wyjście z piekła, doznaje objawienia, zostaje odkupiony i uratowany. Drogą ucieczki jest chrześcijaństwo. Z lektury wynika, że Tamura poznał je jeszcze w dzieciństwie; fascynując się kulturą Zachodu zainteresował się też egzotyczną dla niego religią. Jednak wkrótce o niej zapomniał wybierając dość prymitywny materializm. W koszmarze filipińskiej odysei odnajduje ponownie Boga a raczej to Bóg odnajduje jego. W wiejskim, zrujnowanym przez wojnę kościele :

...Krzyż nie był dla mnie czymś niezwykłym. Już od czasu mego urodzenia ten cudzoziemski symbol religijny - zwany u nas juij-ka czyli "znakiem dziesiątki" powszechny był w dolinach i na wybrzeżach Nipponu. Najpierw zbliżyła mnie do niego ciekawość, potem pociągnęła jego romantyczna nauka [...] (s. 71). 
...Myśli moje biegły chętnie raczej ku owym dawno minionym czasom, które teraz wydały się tak spokojne i kiedy to wierzyłem w Boga obcych krajów, kiedy czytywałem słowa Jego wysłańców i śpiewałem hymny [...] (s. 73.)
..."Ware fukaki fuchi yori nanji wo yoberi..." - "Z głębokości wołam do Ciebie, Panie: wysłuchaj głosu mojego"... wirowały mi w głowie słowa psalmu, wyuczone na pamięć w dzieciństwie. Nic jednak nie odpowiadało na moje wołanie, w tym nędznym kościółku filipińskim, o którego sklepienie odbijał się mój wzrok (s. 99).

Fascynujące jest pojmowanie chrześcijaństwa przez Tamurę/Ōokę. To religia samuraja, ostra i definitywna jak głownia japońskiego miecza. Pełna walki i zaangażowania - do końca. Z chrześcijańskim nakazem dobra i miłości łączą się w specyficzną całość samurajski honor i determinacja. Bóg prowadzi Tamurę przez odmęty szaleństwa i trochę jak jakiś Wielki Władca, bezwzględnie pilnujący honoru Daimyō, chroni go przed ostatecznym upodleniem - ludożerstwem. Zdecydowanie, władczo, bez europejskiego mazgajstwa:

Nie zdziwiło mnie, gdy usłyszałem te słowa. Skoro ktoś na mnie patrzył, cóż wtym było szczególnego, że dał się tez słyszeć głos? [...] Był to ów głos przenikliwy i ogromny, który zawołał na mnie w wiejskim kościele - Okite yo, iza okite! - Powstań nuże powstań - rozkazał głos.Podniosłem się. Od tej chwili zaczęła mną poruszać czyjaś siła, nie moja.

Ale też Tamura bezwzględnie, po japońsku, nie po chrześcijańsku, pojmuje nakaz szacunku do istot ludzkich - utożsamiając się z Aniołem Pomsty zabija kolegów-ludożerców. I wtedy Bóg ratuje go przed pychą i upadkiem zsyłając na rozbitka wrogów i mrok amnezji. Ostatnie słowa książki stanowią niemal kwintesencję japońskiego Kakure-kirishitan:

Jeśli zatem nieznany mój napastnik powalił mnie ciosem w kark niemal w momencie, kiedy wskutek swej pychy miałem znów popaść w grzech -
Jeśli Bóg z góry przygotował ten cios dlatego, iż mnie umiłował -
Jeśli ten kto mnie uderzył, był ową nieodgadniona Istnością, która hen, na wzgórzu, skąd rozlegał się widok na zachodzące słońce, nakarmić mnie chciała swym ciałem -
Jeśli to może było Przemienienie Pańskie
Jeśli naprawdę Chrystus dla mnie jednego zesłany został na pola i góry wysp Filipińskich -
Kami ni hae are - Bogu niech będzie chwała!

*

Jak już się rzekło Nobi przetłumaczył na polski Antoni Ślósarczyk (1899-1984). Warto tu przypomnieć tego przedwojennego wojskowego (major dyplomowany, uczestnik wojny obronnej w 1939 r.), dyplomatę (polski attache do spraw wojskowych w Japonii w latach 1930-35, odznaczony Orderem Wschodzącego Słońca za specjalne zasługi wojskowe) i publicystę - autora tak specjalistycznych publikacji wojskowych (zamieszczanych w "Przeglądzie Piechoty") jak i książek poświęconych historii i kulturze Japonii: 25 wieków w cieniu góry Fudżi (Warszawa 1961), Samuraje. Japoński duch bojowy (Warszawa 1939). Co ciekawe broszurka o samurajach jest dziś traktowana przez niektórych jako unikat. Trudno mi orzec - unikat czy nie, jednakowoż na Allegro wyceniana jest na solidne pieniądze. W zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego znalazło się kilka fotografii majora Ślósarczyka, które niniejszym publikuję:    

Bal Towarzystwa Polsko-Japońskiego w Warszawie.
Widoczni od lewej: Edmund Rudnicki,
pani Ślósarczyk, sekretarz Towarzystwa Polsko-Japońskiego
pani Irena Sobczyńska, pani Marta Fryling,
były zastępca attache wojskowego Poselstwa RP w Tokio
mjr Antoni Ślósarczyk i radca MSZ Jan Fryling,
Warszawa 1938, autor fot. nieznany. Ze zbiorów NAC.

Bal Związku Młodzieży z Dalekiego Wschodu w Warszawie.
Widoczni od lewej: małżonka sekretarza Poselstwa Japonii w Polsce
pani Kazue Oda, attache wojskowy Ambasady Japonii w Polsce
Shigeru Sawada, córka pierwszego sekretarza Poselstwa Japonii
w Polsce Ruriko Kimura, pani Nuiko Sawada, oraz były zastępca
attache wojskowego Poselstwa RP w Tokio mjr Antoni Ślósarczyk.
Warszawa 1937, autor fot. nieznany. Ze zbiorów NAC.

Kończę zaś ilustracją z Samurajów. O tej książeczce będę jeszcze pisał...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

2022. Nowy początek

Długo nic się tu nie działo. Najwyższy czas to zmienić. Zaczynam od wiersza na Nowy Rok i z nadzieją wracam do działania. Arur Rogalski *** ...